Rosyjski film "Kriemien'" z 2007 roku (polski tytuł "Słowo jak głaz") to rzecz o moskiewskich "mentach", jak w Rosji potocznie i nieco pogardliwie nazywa się milicjantów. Są to w większości prowincjusze, chcący w stolicy szybko się dorobić. Wymuszają więc haracze, szantażują, torturują, wrabiają w przestępstwa, niszczą ludzkie życia, podrzucają ofiarom broń i narkotyki. Film nie jest oparty na autentycznych wydarzeniach. To znaczy: nie na konkretnych. Bo sytuacje bardzo podobne pod każdym względem zdarzają się w milicji jak Rosja długa i szeroka. Major Dymowski sypie Major Aleksiej Dymowski nagrał jesienią zeszłego roku swój apel do premiera Putina. Obraz milicji, jaki się z niego wyłania, przypomina obraz legalnie działającej organizacji przestępczej. Korupcja, jak się okazuje, to najmniejszy problem. Bo przy aresztowaniach na zlecenie, wymyślaniu przestępstw i wrabianiu w nie niewinnych ludzi wręczanie łapówek "mentom" z drogówki wydaje się niewinną zabawą w chowanego. A Dymowski i tak nie powiedział o wszystkim. Jego zwierzenia to nic więcej, jak tylko wierzchołek góry lodowej. O skali problemu świadczy głównie sposób, w jaki milicja zareagowała na apel Dymowskiego. Nikt nawet nie próbował na serio mu zaprzeczać! Bo po co zaprzeczać czemuś, o czym wszyscy wiedzą. Zamiast tego - chcąc nie chcąc - potwierdzono jego słowa, bo milicja zareagowała po milicyjnemu: wyszukano na niego haki i wsadzono do aresztu. Nie próbowano nawet zamiatać sprawy pod dywan. Wysłano raczej w eter prosty przekaz: tak, tak właśnie jest, więc lepiej, obywatele, mordy w kubeł i łapki po szwach, bo sami widzicie, co też może spotkać tych, którym się za wiele nie podoba. "Bunt majorów" Kto wie, czy Dymowski nie zdecydował się na ten krok, bo i tak groziło mu zwolnienie. Sam zresztą w jednym z nagrań przyznawał się, że miał wsadzić za kraty niewinnego człowieka, by dochrapać się stanowiska majora. Istotne jest jednak przede wszystkim to, że zbuntowany major rzucił kamyk, który uruchomił lawinę. Tzw. bunt majorów spowodował lawinę podobnych wystąpień milicjantów. Blog Dymowskiego, na którym obejrzeć można zeznania innych oficerów milicji. Co ciekawe, przełożeni Dymowskiego z noworosyjskiej milicji ukręcili na niego bat bynajmniej nie z tego, do czego przyznał się na wizji. Być może razem z głową Dymowskiego poleciałaby głowa któregoś z jego przełożonych, i lepiej było udać, że się nie słyszało. W styczniu 2010 roku, już po wyrzuceniu z hukiem ze służby, Dymowski oskarżony został o defraudację milicyjnych pieniędzy. Wsadzono go na ponad miesiąc do więzienia (wyszedł 8 marca). Zaangażowany w jego sprawę adwokat Wadim Karastalew został tradycyjnie ciężko pobity przez równie tradycyjnych nieznanych sprawców. Ciężkie obijanie bowiem obrońców praw człowieka czy ludzi, którzy nagłaśniają to, czego nie powinno się nagłaśniać, stało się już w Rosji swego rodzaju obyczajem, nad którym wszyscy przechodzą do porządku dziennego. Armia okupacyjna Demokratyzujący publicyści twierdzą natomiast, że Dymowskiemu i "zbuntowanym oficerom" po pierwsze chodzi głównie o własną skórę, zagrożoną głównie z powodów wewnątrzmilicyjnych waśni, a po drugie - ich lamenty niczego nie wnoszą do debaty publicznej, bo prawda jest o wiele straszniejsza. Julia Łatynina, pisarka i publicystka, twierdzi, że sposób, w jaki milicja traktuje Rosjan, przypomina ekscesy armii okupacyjnej w podbitym kraju. I to wyjątkowo rozpasanej armii. I że nie ma w tym ani krzty przesady. "Litania potworności" Raport Amnesty International z 2006 roku opisał około 100 przypadków tortur, jakich dopuszczali się rosyjscy milicjanci - i to nie licząc Czeczenii, w której rządzi ciężką ręką Ramzan Kadyrow. "Wysłuchaliśmy potwornych relacji - czytamy w raporcie - o torturach w milicyjnych aresztach w Rosji. Bicie pięściami, plastikowymi butelkami pełnymi wody, książkami, pałkami i kijami, duszenie, wstrząsy elektroniczne i grupowe gwałty. Taka litania potworności nie może mieć miejsca w żadnym uczciwym systemie prawnym". Garri Kasparow o stanie, w jakim znajduje się rosyjska milicja: Sobiepaństwo i arogancja, bardzo głęboko wkraczająca na grunt kodeksu karnego, jest rzeczą tak powszechnie znaną, że coraz to nowe doniesienia prasowe przelatują przez zrezygnowaną opinię publiczną bez echa. A jest tego sporo. Oto klika przypadków z ostatnich tylko miesięcy, które opisywała prasa: Na początku marca moskiewska milicja użyła prywatnych samochodów przypadkowych kierowców do stworzenia żywej tarczy podczas obławy na bandytów. Żywej, bo ani kierowcom, ani pasażerom nie pozwolono przejść na pobocze.