- Jesteśmy gotowi uczestniczyć w patrolach monitorujących i zgłosiliśmy cztery nasze samoloty - powiedział na antenie radiowej Trójki szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch. Choć to dopiero deklaracja, i nie ma żadnego potwierdzenia czy i kiedy polskie F-16 trafią do Syrii, słowa Solocha wywołały poruszenie. Z zapowiedzi szefa BBN wynika, że dokładne uzgodnienia zapadną na poziomie technicznym. Z kolei w Kontrwywiadzie RMF FM rzecznik prasowy prezydenta Marek Magierowski podkreślił, że deklaracja gotowości nie oznacza, że sprawa jest przesądzona. Wiele znaków zapytania Jeśli Polska włączy się w działania na terenie Syrii, to najprawdopodobniej na teren operacji wojennych zostaną wysłane cztery samoloty F-16. Będą one wyposażone w zasobniki rozpoznania obrazowego DB-110. Na co dzień takie samoloty stacjonują w Łasku. W tej chwili trudno przewidzieć jak dokładnie miałaby wyglądać misja polskich F-16. - Nad Syrią i Irakiem operuje lotnictwo kilku państw i to wszystko musi być odpowiednio koordynowane. Jeżeli ktoś chce dołączyć do operacji, musi podporządkować się regułom, które tam obowiązują. Polska też musiałaby się dostosować - wyjaśnia Interii Tomasz Hypki, ekspert ds. lotnictwa i wydawca miesięcznika "Skrzydlata Polska". Pojawia się też pytanie, gdzie polskie F-16 miałyby stacjonować. - W grę może wchodzić któryś z sąsiadów Syrii, np. Jordania. Trzeba wziąć pod uwagę kwestię zasięgu, wolnych mocy w bazach, obsługi technicznej, uzupełniania paliwa, wyposażenia do analiz wyników obserwacji - tłumaczy ekspert. Udział polskich samolotów w działaniach na terenie Syrii wymagałby też przerzucenia w tamten rejon obsługi naziemnej. - Akurat lotnictwo transportowe jest dość mocną stroną polskich wojsk lotniczych. Mamy kilka Herculesów oraz mniejsze samoloty C295M i M28. Nie ma żadnego problemu, żeby przewieźć odpowiednią liczbę techników i wyposażenia, które jest niezbędne - uważa Tomasz Hypki. Jednak ekspert nie do końca wierzy, w to że polskie F-16 rzeczywiście trafią do Syrii. - Myślę, że informacje o tej misji mają dzisiaj raczej charakter propagandowy - ocenia nasz rozmówca. "To byłby sprawdzian bojowy" Ewentualna możliwość włączenia polskich F-16 w działania na terenie Syrii podzieliła specjalistów i komentatorów. Pozytywnie ocenia ją gen. Roman Polko. - To byłby sprawdzian bojowy, który warto przejść z wojskowego punktu widzenia. Nic nie zastąpi realnych działań - mówi w rozmowie z Interią gen. Polko. - Należy cieszyć się z tego, że nasze F-16 zostały już w pełni dozbrojone i doposażone w systemy umożliwiające realizację zadań we współdziałaniu z naszymi partnerami - dodaje wojskowy. Zdaniem generała również ze strategicznego punktu widzenia reakcja na sytuację w Syrii leży w polskim interesie. - Jeżeli będziemy udawać, że nic się nie dzieje na południowej flance NATO, jeżeli będzie dominowało stanowisko, że po co się wychylać i narażać, to trudno będzie oczekiwać od naszych natowskich partnerów, tych spoza wschodniej flanki, żeby na nasze zagrożenia i problemy bezpieczeństwa patrzyli w taki sposób, w jaki należałoby oczekiwać jeśli realizujemy obronę kolektywną - przekonuje gen. Roman Polko. Według byłego dowódcy jednostki GROM, to dobrze, że Polska się nie izoluje i wspólnie z partnerami zauważa problemy. - Nie ma co się próbować wymiksować z tego co na nas ciąży, dobrze że NATO działa razem - podkreśla gen. Polko. Tak dla udziału w operacji NATO Bardziej sceptycznie do sprawy podchodzi europoseł i były wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej Janusz Zemke. Jego zdaniem, kluczowe jest tutaj wyjaśnienie, kto będzie prowadził operację w Syrii: czy NATO czy koalicja państw. W tym obszarze na razie nie ma jasności. - Gdyby to była operacja całego NATO, podobnie jak w Afganistanie, to wtedy Polska oczywiście powinna zadeklarować udział. Bo nie może być tak, że na 28 osiem państw 27 powie tak, a Polska powie nie. Ale podkreślam z całą mocą, to musiałaby być jednoznacznie zdefiniowana przez całe NATO operacja - mówi w rozmowie z Interią Janusz Zemke. Na podobne argumenty wskazuje gen. Stanisław Koziej. Według byłego szefa BBN, decyzja o wysłaniu polskich samolotów do Syrii powinna zapaść, jeśli miałyby one uczestniczyć w operacji NATO, której celem byłaby obrona terytorium i przestrzeni powietrznej Turcji, co wynika z tego, że kraje członkowskie są zobligowane do obrony przestrzeni członków NATO tak jak własnej. - Jeśli nie mamy do czynienia z operacją NATO, a tak jest obecnie, to dla mnie wątpliwe jest wysyłanie F-16 z jednoczesnym zastrzeżeniem, że nie będą brały udziału w operacjach bojowych. Trudno sobie wyobrazić, aby operowały w Syrii czy Iraku, miejscach gdzie toczą się działania wojenne, bez wykonywania zadań bojowych - nie ukrywa wątpliwości gen. Koziej.Według byłego szefa BBN takie zastrzeżenie jest nielogiczne. - Dzisiaj nawet misja rozpoznawcza, rozpracowywanie celów, monitorowanie skutków uderzeń lotniczych, to jest udział w operacjach bojowych - wyjaśnia gen. Koziej. Inne możliwości Janusz Zemke przypomina, że wysłanie samolotów to nie jedyna opcja wsparcia operacji w Syrii. Możliwości jest wiele: od udziału jednostek specjalnych, przez np. wsparcie medyczne, po dostarczenie broni. - Możliwości udziału są bardzo różne. To powinno być przedmiotem dyskusji na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego - uważa Janusz Zemke.- To nie jest tak, że się wyśle cztery samoloty i ośmiu pilotów. Wysłanie tego typu samolotów wymaga bardzo dużego wsparcia logistycznego - zauważa nasz rozmówca. Były wiceszef MON przestrzega, że przy podjęciu takiej decyzji, należy zachować bardzo dużą ostrożność. - Doświadczenia afgańskie i irackie pokazują, że na końcu okazuje się, że tego typu konfliktów nie daje się rozwiązać samymi metodami wojskowymi. Można pokonać gdzieś na miejscu terrorystów, tylko że główny problem polega na tym, kto weźmie odpowiedzialność za bezpieczeństwo na danym terytorium. Same metody wojskowe nigdy takiego konfliktu nie są w stanie finalnie rozwiązać. Rozwiązanie wojskowe to jest tylko jeden z elementów rozwiązania całej sytuacji w Syrii. Rzecz jest piekielnie skomplikowana - przekonuje Janusz Zemke. Osłabienie gotowości na wschodniej flance Zdaniem gen. Stanisława Kozieja Polska powinna dzisiaj skupić się na gotowości do obrony wschodniej flanki NATO. - Sojusz w dużej mierze polega dziś na tym, w jaki sposób Polska będzie osłaniać swój wycinek wschodniej flanki. Dopóki nie mamy potwierdzenia, że w Syrii będzie operacja NATO, byłbym bardzo wstrzemięźliwy, tym bardziej, że nasi sojusznicy, o czym jestem przekonany, rozumieją naszą sytuację - uważa Koziej.- Wysłanie nawet czterech samolotów nad Syrię, to uszczuplenie zdolności i gotowości naszej na wschodniej flance. W mojej ocenie nasi sojusznicy nie oczekują zatem takiego wsparcia bojowego. Jest inne: humanitarne, transportowe, logistyczne, szkoleniowe. Można dla przykładu szkolić armię iracką, walczącą z ISIS. Sposobów wsparcia jest sporo, ich trzeba się trzymać, a zdolności wojskowe koncentrować priorytetowo na ochronie wschodniej flanki NATO - konkluduje gen. Koziej.