IBRiS przedstawił dwie możliwe listy ugrupowań w jesiennych wyborach do Sejmu. Pierwsza obejmuje tylko dotychczasowe partie i pomija ugrupowania Pawła Kukiza czy <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-ryszard-petru,gsbi,2394" title="Ryszarda Petru" target="_blank">Ryszarda Petru</a>. W takim rozdaniu wybory wygrywa PiS z 33 procentowym poparciem przed Platformą Obywatelską, która uzyskała drugi, 30-procentowy wynik. Do Sejmu nie dostałoby się ani PSL, ani SLD czy KORWiN (po 4 procent). W drugim wariancie sondażu pojawiły się już dwa nowe ugrupowania czyli ruch Pawła Kukiza i NowoczesnaPL Ryszarda Petru. W takim wypadku zwyciężyłaby nieistniejąca partia muzyka (24,2 procent). Na kolejnych miejscach znalazło się <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-prawo-i-sprawiedliwosc,gsbi,39" title="Prawo i Sprawiedliwość" target="_blank">Prawo i Sprawiedliwość</a> z 24-procentowym wynikiem, PO uzyskałaby 21 procent, a ugrupowanie Petru - 8 procent. "To nie jest wybór sfrustrowanych Polaków" W ocenie doktora Norberta Maliszewskiego doskonały, obserwowany w badaniu IBRiS, rezultat Pawła Kukiza świadczy o utrzymującym się nastroju niezadowolenia i jest potwierdzeniem trendu, który ujawnił się w majowym wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. - Pamiętajmy, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda, który miał dobrze przygotowaną kampanię, zebrał głównie głosy sympatyków PiS-u. Największym zaskoczeniem i objawieniem okazał się jednak wynik Pawła Kukiza - podkreśla ekspert. Na muzyka postawili głównie Ci, którzy mieli dosyć zarówno jałowego sporu pomiędzy Platformą Obywatelską i Prawem i Sprawiedliwością, jaki i braku woli politycznej, którą wykazał się obóz władzy. - Polacy oceniali kampanię prezydencką jako miałką, a w sytuacji, gdzie dwóch się bije, pojawia się ten trzeci. I to właśnie Paweł Kukiz stał się katalizatorem niezadowolenia z obozu władzy - wyjaśnia specjalista. "PO nie rozliczyła się ze swoich wpadek i porażek" <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a>, która w wielu przypadkach zaproponowała wyłącznie PR-owe rozwiązania i nie rozliczyła się ze swoich wpadek i porażek, z aferę taśmową włącznie, wielu w przekonaniu, że zmiana jest konieczna tylko umocniła. - To nie jest bunt tak zwanego prekariatu, czy antysystemowy w stylu Samoobrony. Osoby, które ufają Pawłowi Kukizowi, wcale nie różnią się zasobnością portfela, poziomem zadowolenia ze swojej sytuacji finansowej czy wykształcenia. Nie jest to zatem wybór niewykształconych i sfrustrowanych Polaków. Jedyna różnica dotyczy tego, że są to wyborcy młodsi, czyli niezaangażowani w spór na linii PO-PiS i mają oczekiwania zmiany. Od obecnego obozu rządzącego najbardziej odpycha ich brak wizji wskazującej na to, dlaczego nadal tę władzę miałby sprawować - wskazuje ekspert. Zaskakujący sondażowy wynik PiS-u Doktor Maliszewski zwraca uwagę, że zaskakujący jest sondażowy wynik PiS-u, a najbardziej wątpliwy odpływ jego elektoratu, do którego po wygranych wyborach prezydenckich nie ma przesłanek. - Owszem, część wyborców PiS-u zagłosowała w pierwszej turze na Pawła Kukiza, ale duży przepływ obserwowany w sondażu IBRiS wydaje się mało wiarygodny i to wymaga potwierdzenia w kolejnych badaniach - podkreśla. - Być może duże znaczenie ma w tym przypadku powrót Jarosława Kaczyńskiego jako lidera, ale on też na razie nie jest aż tak bardzo aktywny. Prawo i Sprawiedliwość nie zmieniło retoryki, nadal jest na fali. Wszystko wskazuje jednak na to, że gdyby do głosowania doszło dzisiaj, to zmobilizowane Prawo i Sprawiedliwość spokojnie uzyskałoby ponad 30 procent głosów - dodaje. Ekspert pytany o współpracę Pawła Kukiza i Jarosława Kaczyńskiego w sytuacji ewentualnej koalicji wskazuje, że byłaby ona możliwa, ale teraz obydwie strony będą tego tematu unikać jak ognia. - Dla Pawła Kukiza jako osoby, która ma być "czerwoną kartką" dla obozu władzy i obietnicą zmiany, mówienie o koalicji z PiS-em oznacza utratę wiarygodności. Zatem będzie odżegnywał się od jakichś twardych deklaracji - wskazuje. Otwarta wojna albo dystans Jarosław Kaczyński może z kolei zastosować dwie strategie - albo wybrać otwartą wojnę z Pawłem Kukizem, albo postawić na dystans. - Pierwszy wariant zakładałby, że działa zgodnie z paradygmatem, iż żaden rywal na prawicy nie może się ostać, czyli wprowadza otwartą wojnę, próbując w ten sposób zwiększyć poparcie dla PiS-u i uzyskać samodzielną większość - argumentuje Maliszewski. W ocenie specjalisty, ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny, a co więcej mógłby okazać się nieskuteczny. - Wydaje się, że druga strategia, stawiająca na dystans, a nie na walkę z Pawłem Kukizem i otwierająca drogę do ewentualnej przyszłej koalicji byłaby o wiele rozsądniejsza. Zwłaszcza, że szanse PiS-u na to, żeby osiągnąć większość są małe - wskazuje. Platforma, która nie wyciągnęła żadnych wniosków ze swojej porażki, stawia na przeczekanie. - Panuje w niej, jak niegdyś w Prawie i Sprawiedliwości, syndrom oblężonej twierdzy. Jeżeli pojawiają się problemy, to rozwiązują je wciąż te same osoby, które prowadzą owego "Titanica" na górę lodową. Dochodzi też do głosu przekonanie, że być może Jarosław Kaczyński popełni błąd, a wysokie poparcie dla Pawła Kukiza, który nie ma jeszcze swojej partii, jest bardziej wirtualne, w efekcie czego scenariusz dla PO będzie korzystny - wyjaśnia Maliszewski. Sejm dla Kukiza i Petru stoi otworem Problem polega jednak na tym, że nadzieje mogą okazać się złudne, a zastosowane środki niewystarczające. - Pojawianie się w mediach wciąż tych samych twarzy plus kilka nowych, jak choćby <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-rafal-trzaskowski,gsbi,4" title="Rafała Trzaskowskiego" target="_blank">Rafała Trzaskowskiego</a>, to nawet nie jest zmiana opakowania. Skoro te osoby same nie chcą się zmienić, to zmienią ich wyborcy - ocenia ekspert. Nie jest też wykluczone, że w obliczu dominującego społecznego parcia do zmiany, Platforma zostanie zmuszona do bardziej radykalnego cięcia. - Co jest oczywiście ryzykowne, bo może się nie udać i skończyć jeszcze gorszym wynikiem - wskazuje politolog. Syndrom oblężonej twierdzy oznacza z kolei bardzo silne zawężenie elektoratu i wiąże się z problemami przy układaniu list wyborczych. - Wielu polityków jest świadomych, że może się na niej nie znaleźć i będzie szukać alternatyw. Takich jak na przykład NowoczesnaPL, która stanowi szansę dla niezadowolonych, ale bardziej liberalnych byłych wyborców PO, którzy od dłuższego czasy nie mieli swojej reprezentacji - przestrzega Maliszewski. Mimo problemów z budową struktur, tworzeniem programu czy wiarygodnością zarówno przed ruchem Pawła Kukiza, jak i ugrupowaniem Ryszarda Petru drzwi do Sejmu stoją otworem. - Uzyskane w sondażu poparcie niekoniecznie muszą dowieźć, ale przy wcześniej zabetonowanej, a obecnie skruszonej scenie politycznej, mają spokojnie szanse na to, żeby znaleźć się w Sejmie - podsumowuje ekspert.