Nagranie pochodzi z telefonu komórkowego jednej z ofiar katastrofy - 17-letniego Park Su-Hyeon. Zaczyna się na kilkanaście minut przed wysłaniem przez załogę pierwszego komunikatu o zagrożeniu.Wideo przekazał koreańskim mediom ojciec ofiary. Jak Titanic "Hej, ratujcie mnie" - żartuje jeden z nastolatków i dodaje, że fajnie będzie potem umieścić wideo na Facebooku. "Zaczyna się robić jak na Titanicu" - zauważa kolejna przyszła ofiara, gdy prom coraz bardziej się przechyla. Niektórzy mówią, że być może to najlepsza pora, by wypowiedzieć "ostatnie słowa". Inni zastanawiają się, czy incydent trafi do mediów. Przez głośniki słychać, jak załoga powtarza, by wszyscy pasażerowie pozostali w swoich kajutach. "Czy to oznacza, że toniemy?" - pyta jeden z uczniów. Strach i dezorientacja Po kilkunastu minutach nastrój uczniów diametralnie się zmienia. Nie ma już żartów i śmiechów, tylko strach i dezorientacja. Jeden z uczniów mówi, że trzęsą mu się nogi i boli go brzuch. Inny komentuje polecenie założenia kamizelek ratunkowych. "Nie rozumiem. Założyć kamizelki? Czy to oznacza, że łódź tonie?" - pyta. Do katastrofy promu Sewol doszło 16 kwietnia. W chwili zatonięcia na pokładzie jednostki było 476 osób, w tym 339 uczniów i nauczycieli ze szkoły średniej na przedmieściach Seulu, którzy płynęli na szkolną wycieczkę na położoną w Cieśninie Koreańskiej wyspę Czedżu. Uratowano 174 osoby, w tym kapitana promu oraz znaczną część załogi. Do aresztu trafili już dwaj sternicy i dwaj członkowie załogi sterującej. Wcześniej zatrzymano jedenastu członków załogi z kapitanem na czele. Zarzuca się im zaniedbania i nieudzielenie pomocy pasażerom. Kapitan powiedział początkowo pasażerom, by pozostali w swoich kajutach. Wydanie nakazu ewakuacji zajęło pół godziny. W tym czasie statek znacznie się przechylił, co utrudniło ewakuację. To największa tego typu tragedia w Korei Południowej od ponad 20 lat.