Przyjrzyjmy się Węgrom i im sąsiadom. To region, w którym narodowcy (różnych odcieni) w sporym stopniu nadają ton międzynarodowym stosunkom. Węgry: oddać nam, co węgierskie! Zerknijmy na politykę zagraniczną w wizji węgierskiego Jobbiku (16,67 procent w wyborach z 2010 roku, trzecia siła w kraju). Partii, która mówi o "zmianie porządku trianońskiego". Chodzi o traktat, w wyniku którego Węgry straciły trzy czwarte swojego terytorium. Tyle, że było to ponad 90 lat temu. I na tych terenach funkcjonują już od dawna inne państwa. Jobbik boi się otwarcie domagać "powrotu do granic Wielkich Węgier". Co prawda w wypowiedziach i tekstach oficjalnych jobbikowcy nie wychodzą poza sugerowanie takich rozwiązań, hasła te są jednak podnoszone na jobbikowych zjazdach i manifestacjach. Ale co tam, że "zmiana porządku trianońskiego" i "pokojowa współegzystencja" wykluczają się wzajemnie! Jobbik kreuje się na partię, która chce międzynarodowo współistnieć. Jobbikowcy zainicjowali powstanie platformy współpracy narodowców europejskich. Platforma nazywa się Sojusz Europejskich Ruchów Narodowych (Alliance of European National Movements - AENM). Jak współżyją nacjonaliści? AENM miał być dowodem na to, że to właśnie narodowcy zadbają o pokój i współpracę w Europie lepiej, niż kto inny. W skład AENM weszły nacjonalistyczne partie ze Szwecji, Ukrainy, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Belgii. Bo przecież - głosi AENM - interesy europejskich partii nacjonalistycznych można pogodzić. Ano, można. Dopóki te interesy nie mają punktów stycznych. Bo wtedy jest bieda. Już na dzień dobry jobbikowcy ogłosili, że do AENM wstępu nie mają Słowacka Partia Narodowa (5,07 procent w wyborach parlamentarnych z 2010 roku) ani Partia Wielkiej Rumunii (3,15 procent w wyborach parlamentarnych z 2008 roku). Dlaczego, cóż to się dzieje? Nie są wystarczająco nacjonalistyczni? Ależ skąd. Są! Spokojnie by się do AENM nadali, bo są jak najbardziej nacjonalistyczni! Co najmniej tak samo nacjonalistyczni, jak Jobbik, albo i lepiej! Tyle, że poglądy Słowackiej Partii Narodowej są formułowane ze słowackiej perspektywy. Słowacja: "zrównać Budapeszt z ziemią" Taki na przykład Jan Slota, szef nacjonalistów, kocha słowacką ojczyznę nie mniej, niż szef Jobbiku, Gabor Vona kocha swoją, węgierską. Slota kocha tak, że domagał się kiedyś, by "zrównać Budapeszt z ziemią". A żyjących na Słowacji Węgrów nazwał "rakiem w ciele Słowacji". I ogłosił, że jest dumny z tego, że któregoś pięknego dnia podbił jednemu Węgrowi oko. Węgry-Słowacja: to jak to jest z tą współpracą? I tak się zatem jakoś porobiło, że Jobbik serdecznie nie cierpi Jana Sloty i jego partii. Oficjalnie. A gdyby jeszcze popytać prywatnie, to by członkowie Jobbik chętnie wyjaśnili, że żadna Słowacja nie istnieje. Jak to! Słowacja nie istnieje? To co tam istnieje, między Tatrami a Dunajem? - Tam jest Felvidek, czyli Górne Węgry - wyjaśniłby nacjonalista węgierski - od tysiąca lat część Korony Świętego Stefana. I tak się właśnie toczy dżentelmeńska wymiana zdań nacjonalistów. Kiedy zagraniczny nacjonalista staje się wrogiem? Wtedy, kiedy jest sąsiadem Innymi słowy - zgodne współżycie partii nacjonalistycznych, kierujących się zasadami roszczeniowości i bezkompromisowości, kończy się często w momencie, w którym te partie zaczynają omawiać punkty, które dotyczą obu stron. Zgodnie właśnie z zasadą roszczeniowości i bezkompromisowości. Jobbikowa inicjatywa, o smutny paradoksie, już na starcie udowodniła tezę dokładnie przeciwną do tej, którą Jobbik chciałby udowodnić. Nacjonalizm zawsze prawicowy? Niekoniecznie Jobbik nie lubi też Roberta Fico, przywódca słowackiej partii SMER (34, 79 procent w wyborach z 2010 roku. SMER w tych wyborach zwyciężył, a nie rządzi wyłącznie dlatego, że chadecja utworzyła antysmerowską koalicję). SMER partia łączy narodowy populizm z lewicowością i jest żywym dowodem na to, że nacjonalizm nie jest wyłącznie domeną prawicy. Jobbik i Fico wymienili się uprzejmościami na temat wzajemnego podobieństwa do nazistowskich Niemiec. Fico ogłosił, że z Budapesztu wylewa się brunatna zaraza. Zsolt Várkonyi z Jobbik w artykule pt. "Zmierz się z faktami, Fico" wypomniał Słowakom prohitleryzm z czasów drugiej wojny. I przypomniał, że SMER jest partią narodowo-socjalistyczną. Jeden ze zwolenników Jobbik na demonstracji w Budapeszcie. Marzec 2010 r. Po co Węgrom ten cały Zachód... Poza tym Jobbik, znacząca w końcu siła polityczna na Węgrzech, miewa dość osobliwe pomysły. Na przykład Gabor Vona postuluje "turanizm" zamiast integracji auroatlantyckiej. "Jobbik" - wywodzi Vona - "był pierwszą partią, która postulowała zwrot Węgier na wschód". Co miałby znaczyć taki "zwrot na wschód"? W poszukiwaniu sojuszników, według Vony, należy raczej zwracać się ku krajom "turańskim" - od Bułgarii przez Turcję po głęboką Azję Środkową. Przy czym pod pojęciem "turańskie" Vona rozumie kraje, które posiadają językowe bądź historyczne korzenie tureckie albo ugrofińskie. Generalnie - eurazjatyckie, stepowe, nomadzkie. Przypomina to nieco retorykę tureckich Szarych Wilków (organizacji, do której należał np. Ali Agca), która postulowała zjednoczenie wszystkich ludów tureckich - od Bosforu po Mongolię. Wschodnie inspiracje Może to także przypominać "eurazjatyckie" koncepcje rosyjskiego Aleksandra Dugina, któremu marzy się teokratyczny prawosławny totalitaryzm od Portugalii po Pacyfik, rządzony przez Rosję zgodnie z tzw. "duchem wschodu", czyli absolutnie. Tutaj też są odwołania do stepu, kontynentu, postulat odwrócenia się od Zachodu i zwrócenia do Wschodu i jego tradycji rządzenia. Dugin - co przerażające - długie lata był doradcą putinowskiego Kremla, a na jego pismach geopolitycznych kształcą się rosyjscy studenci. Ech, gdyby tak chrześcijanie byli jak muzułmanie... A jak się ma demonstracyjna chrześcijańskość Jobbiku do islamskości większości krajów postulowanego "sojuszu turańskiego"? Jak najlepiej! "Prawdziwy muzułmanin [...] bliższy jest Boga Wszechmogącego, niż niepraktykujący chrześcijanie, którzy dziś zamieszkują Europę" - pisze Vona. Jobbik wychwala także Iran za "powrót do tradycji" i sprzeciwienie się euroamerykańskiemu widzeniu świata. I właściwie czytanie programów takich partii jak Jobbik jest nawet fascynujące. W ich interpretacji nudna polityka zamienia się w horror metafizyczny. Środek debaty publicznej w prawo przesunięty A poza tym - program i poglądy Jobbiku jest dość klasyczne. O Żydach - na przykład - nie warto tu nawet wspominać: oczywistą oczywistością jest fakt, że stanowią oni elitę "kolonialistów". Co niezbyt wesołe, Jobbik ma swoje zbrojne ramię - Magyar Gardę. Garda przetarła szlak innym radosnym paramilitarnym projektom, które biegają po Równinie Panońskiej w mundurach i ganiają Cyganów. I innych wrogów narodu. Magyar Garda maszeruje W sytuacji bowiem, gdy nacjonalizm przedostaje się do mainstreamu i jest pieszczony z pozycji rządowych, wzrasta to, co w nacjonalizmie najpaskudniejsze: nietolerancja, prostacka i radykalna retoryka, a nawet akty przemocy wobec tych, którzy w nacjonalistycznej sztampie się nie mieszczą. I nie odpowiadają wizerunkowi "prawdziwego Węgra, Polaka, Serba, Litwina" itd. Zaraz, zaraz! Jak to "z pozycji rządowych"? Przecież Jobbik nie rządzi! Nie. Nie rządzi. Ale jest trzecią siłą polityczną w kraju tak czy siak rządzonym przez narodowców. Środek debaty publicznej na Węgrzech jest przesunięty tak daleko na prawo, że nawet skrajny Jobbik nie wszystkim wydaje się skrajny. Ile nacjonalizmu jest w Fidesz? A rządzący Węgrami prawicowy Fidesz (52,73 procent w wyborach z 2010 roku) Viktora Orbana odbierany jest już często jako partia jak najbardziej centrowa. Centrowa czy nie centrowa - na pewno to partia mainstreamowa. Fidesz nie lubi się z Jobbikiem. To znaczy - JUŻ się nie lubi. Bo swego czasu, ze względu na dużą zbieżność politycznego targetu, przed wyborami obie partie umizgiwały się do siebie. Sami fideszowcy przyznają w do tej pory (na przykład przy montowaniu koalicji lokalnych), że część jobbikowych postulatów pokrywa się z postulatami Fideszu. Trzy filary premiera Orbana Fidesz jest prawicą proeuropejską. Orban nie roi o "panturanizmie", trzyma się tradycyjnych już zasad węgierskiej polityki zagranicznej: "trzech filarów". Czyli: 1) integruje Węgry z Europą, 2) pochyla się nad węgierskimi mniejszościami za granicą i 3) dba o stosunki z sąsiadami. Co do punktu pierwszego - nie jest najgorzej, choć UE za Orbanem nie przepada (bo w Brukseli i Strassburgu uchodzi za nacjonalistę). Co do dwóch kolejnych punktów - rzecz nie jest już taka prosta. Co by było, gdyby narodowcy rządzili na Węgrzech i Słowacji jednocześnie? Narodowiec Orban ma bowiem szczęście, że Słowacją rządzi teraz koalicja pod wodzą dialogowych chadeków. I to szczęście ma już po raz drugi. Gdy poprzednio był premierem, jego rządy również pokryły się z ich rządami. Ale gdyby rządy narodowców Orbana zbiegły się w czasie z rządami narodowców (i populistów) Meciara czy Fico - mogłoby być nieszczęście. Jak nacjonaliści rozwiązują problemy Wystarczy przypomnieć co ciekawsze pomysły na rozwiązanie kwestii mniejszości węgierskiej na Słowacji, prezentowane przez nacjonalistycznych polityków z obu stron. A więc jak wyglądało węgiersko słowackie odbijanie piłeczki? Słowacy do Węgrów: - Vladimir Meciar proponował wymianę ludności, czytaj: wysiedlenie Węgrów. Na Węgrzech Słowaków zbyt wielu nie ma, i problem "słowackiej mniejszości" nie istnieje. - Za Meciara uchwalona została ustawa o języku słowackim dyskryminująca słowackich Węgrów. Za Fico do tej ustawy dołożono poprawkę, która doprowadziła stosunki węgiersko-słowackie na skraj katastrofy.