Agata Sebik nie kryje, że nie podobają się jej wypowiedzi o tym, że pielęgniarki zarabiają dużo. "Jest bardzo wąska grupa, która zarabia" - Bardzo się denerwuję, gdy słyszę zdanie, że płaca pielęgniarek nie jest fatalna. Pracuję 34 lata, pensji podstawowej mam 2300 zł, plus dyżury za noce i święta. Na rękę, realnie, na utrzymanie rodziny zostaje mi około 2100 zł miesięcznie - zdradza Interii pielęgniarka. - Czy uważacie państwo, że to jest dużo? - pyta nasza rozmówczyni, i dodaje, że pracuje w mieście, w szpitalu wojewódzkim. Wyjaśnia, że w szpitalach powiatowych pielęgniarki zarabiają jeszcze mniej. - Tam płaca podstawowa jest w granicach 1700-1800 zł, plus dodatki za święta, które rekompensują wszystkie skutki. Tak naprawdę finalnie dziewczyna ma na rękę 1700-1800 zł - mówi Sebik.Pielęgniarka przyznaje, że jest "bardzo wąska grupa, i to na stanowiskach dyrektorów, zachowująca status pielęgniarki, która zarabia pieniądze". - To są stanowiska zastępcy ds. pielęgniarstwa szpitala, to są naczelne, w niektórych szpitalach oddziałowe. Może dotyczy to bardzo małej liczby szpitali w Polsce - wyjaśnia nasza rozmówczyni.- W naszym kraju, liczącym 300 tys. pielęgniarek, daję sobie głowę uciąć, że z tych 300 tys. pielęgniarek 230-240 tys. zarabia mniej więcej tyle co ja - uważa Agata Sebik. Jedna pielęgniarka na 30 pacjentów Pielęgniarka wyjaśnia, że średnio w ciągu miesiąca pracuje ok. 150-160 godzin. I zaznacza, że na "ciężar pracy wpływa obsada dyżurowa". Przypomina, że od lat pielęgniarki domagają się norm zatrudnienia. - Jeżeli byśmy te normy określili, to nie byłoby sytuacji, że na 30 pacjentów na oddziale przypada jedna pielęgniarka. To co ona może zrobić? Wiem, że społeczeństwo ma nieraz uwagi do naszej pracy, ale jeżeli na neurologii leży 40-50 pacjentów, a są 2-3 pielęgniarki... to nie są ludzie, którzy są w stanie samodzielnie egzystować czy samodzielnie się obsługiwać - opowiada.Zwraca uwagę, że szpitale nie są wyposażone w sprzęty ułatwiające pracę. - Te 150 godzin, które muszę wypracować, to jest naprawdę ciężka praca. W odniesieniu do konfliktu w CZD i mówienia, że pielęgniarki, wcale źle nie zarabiają, Agata Sebik wskazuje, że "manipulacja informacją jest skuteczną bronią w takich walkach". - Trzeba opinię publiczną przeciwko nam obrócić - uważa nasza rozmówczyni. Wypowiedzi wiceministra wywołują bunt - Jak słyszę wypowiedź pana wiceministra, że pielęgniarka zarabia 6 000 zł, to we mnie rodzi się jeszcze większy bunt - mówi Sebik. - To co zrobiły dziewczyny w CZD, to nie jest kwestia dwóch tygodni, one o tym mówiły od wielu miesięcy. Jest to kulminacja. Jeżeli wszystkie formy protestu zawiodą, to trzeba się wtedy zdecydować na ostateczność. Jak słyszę, że pielęgniarka ma tak super, i że jak harpie rzucamy się na zdrowie małych pacjentów, to to jest nieprawda - podkreśla nasza rozmówczyni. Zawieszone oddziały i tak do likwidacji? Nasza rozmówczyni zdradza, że krążą plotki o tym, że "te oddziały, które będą zamknięte, to nie były oddziały, które trzymały szpital w dobrej kondycji". - Być może to był pretekst, żeby te oddziały zamknąć. Ale to są spekulacje, o których może nie powinnam mówić, ale takie opinie do mnie doszły - stwierdza. Pielęgniarka zwraca uwagę, że siostry od 20 lat walczą o swoje pensje i lepsze warunki pracy. - Odbijamy się od ściany - podsumowuje. Strajk w CZD Pielęgniarki w Instytucie "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" w Międzylesiu pod Warszawą odeszły od łóżek pacjentów 24 maja - ich obecność została ograniczona do oddziałowych i jednej pielęgniarki. W poniedziałek dyrektor placówki Małgorzata Syczewska zapowiedziała zamknięcie czterech oddziałów w CZD tak, by przesunąć personel do tych klinik, w których są pacjenci wymagający opieki. Strajkujące przedstawiły też dyrekcji w poniedziałek swe nowe propozycje: podwyżkę wynagrodzenia zasadniczego brutto o 400 zł, a w przypadku pielęgniarek pracujących w systemie jednozmianowym - 500 zł brutto. Wcześniej dyrekcja proponowała zwiększenie wynagrodzenia zasadniczego brutto pielęgniarek i położnych o 250 zł.