Kanclerz Niemiec przed jutrzejszym szczytem w Brukseli powiedziała, że rozdział uchodźców pomiędzy kraje członkowskie praktycznie nie działa. Ze 160 tysięcy, o których była mowa w ubiegłym roku, rozlokowano jak dotąd zaledwie tysiąc osób - podała Merkel (w rzeczywistości jeszcze mniej). Rafał Kostrzyński z UNHCR Polska w komentarzu dla Interii przypomina, że program relokacji to instrument zapisany między innymi w Traktacie Lizbońskim. - Relokacja polega mniej więcej na tym, aby w przypadku nadmiernego obciążenia systemu azylowego jednego z państw UE inne państwa UE wsparły je przez przyjmowanie u siebie osób ubiegających się o nadanie statusu uchodźcy. Takie rozwiązania były już stosowane w przypadku Malty. W programach EUREMA i EUREMA II - przypomina rzecznik UNHCR. W opinii Kostrzyńskiego powolna realizacja tych zobowiązań "nie świadczy o chybionym pomyśle, ale o braku politycznej woli do wypełniania zobowiązań". - Gdyby była wola polityczna i gdyby Unia Europejska chciałaby się solidarnie dzielić tym ciężarem, który do niedawna spoczywał na Włoszech i na Grecji, a w tej chwili jest przenoszony na Niemcy, to w ogóle nie byłoby tego problemu. Program relokacji działałby sprawnie, podobnie jak program przesiedleń. Niestety, one sprawnie nie działają - wyjaśnia w rozmowie z Interią Kostrzyński. Czy w związku z tym należy program relokacji zmodyfikować? - Nie, on powinien po prostu zacząć być realizowany. To najważniejsza rzecz. Największą jego wadą w tym momencie, jest to, że jego implementacja przebiega w sposób bardzo oporny, nie jest realizowany tak jak powinien - zaznacza rzecznik UNHCR. - Ten program od samego początku nie był realizowany. Teraz nasilają się apele o to, żeby coś z tym zrobić. To jest to, co mówił ostatnio prezydent Donald Tusk, że Unia musi zacząć sobie radzić z tym problemem albo zawali się strefa Schengen. Coraz więcej takich głosów słychać. Mam nadzieję, że w ślad za tymi ostrzeżeniami pójdą konkretne działania, ale one nie mogą doprowadzić do tego, że się po prostu zamknie granice i UE odetnie się od problemu. Ten przepływ powinien być kontrolowany i bezpieczny, a jednocześnie każdy, kto będzie potrzebował ochrony międzynarodowej, będzie miał nieskrępowany dostęp do procedur - tłumaczy Kostrzyński. Rzecznik UNHCR podkreśla jednocześnie, że nie wolno zapominać o bezpieczeństwie granic i obywateli UE, jednak nie powinno to polegać na tym, że nikogo nie wpuszczamy. - Musimy pamiętać o tym, że państwa UE są sygnatariuszami Konwencji Genewskiej, wobec tego mają zobowiązania. Chodzi o to, żeby się z tych zobowiązań móc wywiązać. Nie można się tłumaczyć dbaniem o własne bezpieczeństwo po to, aby nie wpuszczać uchodźców. To rozwiązanie niezgodne z prawem międzynarodowym - podsumowuje Kostrzyński w rozmowie z Interią. Spór o pomoc dla uchodźców. Fatalne dane Okazuje się, że dane, jakimi posłużyła się Angela Merkel, są niedokładne. Według informacji Komisji Europejskiej z dnia 10 lutego 2016 roku relokowano 497 osób do dwunastu krajów UE (Francja, Niemcy, Portugalia, Hiszpania, Łotwa, Litwa, Finlandia, Irlandia, Luxemburg, Szwecja, Belgia, Holandia). Większość państw członkowskich zadeklarowała, że w perspektywie krótkoterminowej przyjmie 4582 uchodźców. Początkowo była mowa o relokacji 160 tys. uchodźców. Dlaczego program, o który Unia Europejska tak walczyła okazał się aż tak nieskuteczny? - Taki stan rzeczy wynika z kilku czynników. Po pierwsze, Grecja i Włochy nadal mają problemy logistyczne, jeśli chodzi o przeprowadzanie odpowiedniej rejestracji i kontroli uchodźców pod względem bezpieczeństwa, zdrowia itd. System unijnych hotspotów, czyli miejsc, w których takie procedury mają być realizowane z udziałem unijnych urzędników prawdopodobnie będzie w pełni funkcjonalny dopiero w marcu. Państwa członkowskie odmawiają przyjmowania uchodźców w sytuacji, w której hotspoty nie działają - wyjaśnia w rozmowie z Interią Elżbieta Kaca, ekspertka z PISM. Analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreśla ponadto, że wiele państw członkowskich nie ma odpowiedniej zdolności recepcyjnej, aby przyjąć zwiększoną liczbę uchodźców w tak krótkim terminie. - Wynika to z tego, że dotychczas unijna polityka azylowa i wspólne standardy w tym zakresie pozostawały w dużej mierze na papierze. Na przykład państwa członkowskie nie wdrażają unijnych wymogów w zakresie tworzenia miejsc recepcyjnych dla uchodźców zgodnie z dyrektywą 2013/33. W rezultacie zapewnienie odpowiednich warunków dla uchodźców wymaga czasu - wyjaśnia ekspertka z PISM. Kaca mówi także, że proces relokacji jest opóźniony również ze względu na to, że państwa członkowskie deklarują własne preferencje, jeśli chodzi o profil przyjmowanych uchodźców. - Taka ostrożność wynika głównie z obaw społecznych względem migrantów spotęgowanych przez ataki terrorystyczne w Paryżu w listopadzie ubiegłego roku oraz ataki imigrantów na kobiety w Kolonii - uważa analityczka. Unia Europejska popełniła błąd? - Choć unijny program relokacji działa bardzo powoli i możliwe jest relokowanie w Unii w perspektywie krótkoterminowej tylko kilku tysięcy uchodźców, Unia nie powinna się z niego wycofywać. Jeśli będą działać hotspoty i utworzona zostanie odpowiednia liczba miejsc recepcyjnych, zwiększą się możliwości relokacji. Przeniesienie nawet części uchodźców z obozów z Grecji i Włoch jest ważne, aby odciążyć te kraje i naciskać na nie, aby skuteczniej kontrolowały granicę zewnętrzną Schengen - mówi w komentarzu dla Interii Elżbieta Kaca z PISM.