Beata Szydło w swoim expose zapowiedziała obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, czyli de facto przywrócenie wieku emerytalnego sprzed reformy dokonanej przez rząd Donalda Tuska. Jakie będą skutki tych zmian? - W krótkim okresie to nie będą bardzo istotne koszty dla finansów publicznych - jesteśmy dopiero na początku drogi podwyższania wieku emerytalnego - mówi Interii ekonomista, dr Wiktor Wojciechowski. Na przestrzeni czterech lat najbliższej kadencji obniżenie wieku emerytalnego może pogorszyć saldo finansów publicznych o ok. 40-45 miliardów złotych, ale za to ZUS odnotuje w tym okresie większe wpływy (za sprawą reguły tzw. suwaka) i będzie to poprawiało nasze wskaźniki fiskalne - wskazuje ekspert. Nasz rozmówca zwraca uwagę, że zapowiedź obniżenia wieku emerytalnego należy oceniać w pakiecie z pozostałymi obietnicami, takimi jak 500 złotych na dziecko czy podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Realizacja tych postulatów sprawi, że przejemy dobrą koniunkturę gospodarczą, uważa Wiktor Wojciechowski. - Nie widzę możliwości, by w prosty sposób sfinansować te obietnice. A to oznacza, że odejdziemy od ścieżki zbijania deficytu finansów publicznych. Tymczasem w takich warunkach gospodarczych, jakie mamy obecnie, powinniśmy dążyć do tego, żeby budżet był co najmniej zrównoważony - przekonuje ekonomista. - To nam się zemści, gdy tempo wzrostu gospodarczego zacznie hamować. Nie wykorzystamy okresu dobrej koniunktury np. do obniżenia relacji długu publicznego do PKB. A potem będziemy mieć kumulację negatywnych czynników: wolne tempo wzrostu, wysoki dług itd. Będzie to oznaczało, że najbliższe lata zmarnujemy - pod warunkiem, że ten program rzeczywiście będzie realizowany - mówi Wiktor Wojciechowski. A czy wiek emerytalny 60/65 jest do utrzymania w kolejnych dekadach? Pytanie to z pewnością zadają sobie dzisiejsi 40- i 50-latkowie. - Nie uciekniemy od reformy wydłużającej wiek emerytalny - uważa nasz rozmówca.