Trudno się gra na dudach ? - Zależy na których, na galicyjskich gra się bardzo łatwo. To są różne rodzaje dud? - Owszem. Ja sam mam cztery rodzaje. Pierwszy instrument sprowadziłem kilka lat temu z Anglii. Nie znałem się, wydawało mi się, że dudy, to dudy i wystarczy kupić wszystko jedno jakie. Ten instrument nie był dobry. Okazał się podróbką z Pakistanu. Potem kupiłem dudy z hiszpańskiej Galicji. Znakomicie się na nich gra. Dudy irlandzkie dostałem od wujka z USA. Można się łatwo zniechęcić, gdyby ktoś od nich zaczynał, bo to trudny instrument. Mam jeszcze ciche, szkockie dudy do ćwiczenia. To bardzo popularne instrumenty, tylko w Polsce jest ze sześć rodzajów, przeważnie mówi się na nie kozły, gajdy lub kozy. Tradycja w naszym kraju wymiera, chociaż ostoją dudziarzy jest Wielkopolska. Bardzo popularne są dudy w Szkocji, gdzie grają na nich wojskowe orkiestry, a także w ludowej muzyce hiszpańskiej. Z kolei najbardziej technologicznie zaawansowane są dudy irlandzkie. Czy to skomplikowany instrument? Trudno się na nim gra? - Dudy szkockie składają się z worka, ustnika, piszczałek, m.in. drewnianej piszczałki melodycznej tzw. przebierki, dronów- piszczałek, które dają jednostajny dźwięk. Worek napełnia się powietrzem albo ustami, albo mieszkiem. Co ciekawe, oryginalne worki są ze skóry, ale coraz częściej szyje się je z gore-texu, materiału z którego szyje się odzież i ubrania sportowe. Wykorzystywane są te same zalety: nie przepuszcza powietrza i oddaje wilgoć. Największa trudność grania na dudach jest nie tyle w dmuchaniu, co w przebieraniu palcami. Kiedy widzi się, jak grasz na tym instrumencie, trudno ci odmówić mistrzostwa. Ale w Beltaine nie tylko widać cię z dudami. - Gram także na bodhranie - irlandzkim bębnie obręczowym. Tipperem - specjalną pałeczką stuka się w oparty na udzie bęben. Bodhran istniał w tradycji celtyckiej od dawna, grano ponoć na nim tylko raz do roku w święto Św. Stefana - irlandzki dzień polowania na strzyżyki. W latach 60. XX wieku uwspółcześniono jego kształt. Z kolei irlandzkie buzuki, to odmienione greckie buzuki. Do tego dochodzi jeszcze mandolina, gitara, banjo, harmonijka ustna. Gdzieś ty się nauczył grania na tych wszystkich instrumentach? - Słuchając i podpatrując innych. Muszę z żalem przyznać, ale jestem i pozostanę amatorem. Uczyłem się co prawda w jędrzejowskim Ognisku Muzycznym grać na pianinie i keyboardzie, ale mogłem się bardziej przykładać na lekcjach umuzykalnienia. Podstawy - czytanie nut, rytmika są mi znane, ale czasami brakuje teorii. Z drugiej strony, gdybym się kształcił muzycznie w akademii, to i tak na niektórych instrumentach tam bym nie mógłbym się nauczyć grać. Muzyka jest moją wielką pasją, w szkole wyższej o takim kierunku mógłbym się szybko zniechęcić. A czemu akurat muzyka irlandzka? - Początkowo grałem bluesa w zespole Blues Obsession, który założyłem w Krakowie razem z kolegą ze studiów, ale mnie zawsze ciągnęło do muzyki irlandzkiej. To się zaczęło od ścieżki dźwiękowej zespołu Clannad do <a href="http://www.swiatseriali.pl" target="_blank">serial</a>u "Robin z Sherwood". Historia zatoczyła koło, bo niedługo będziemy grać w Sosnowcu koncert w ten sam dzień, na tej samej scenie co Clannad. A jak się zaczęła twoja współpraca z Beltaine? - Byłem na ich koncercie w Krakowie. Napisałem im potem w księdze gości, że grają dobrze, ale mało profesjonalnie. Grzegorz Chudy mi coś odpisał i tak się zaczęła korespondencja. Zaprosili mnie, grywałem z nimi początkowo na mandolinie i bodhranie. Kiedy Ania, skrzypaczka i solistka z powodu matury zrobiła sobie przerwę, zaproponowano mi zastępstwo. Ania już nie wróciła, a ja zostałem na stałe. Muzyka irlandzka jest bardzo popularna. Beltaine też gra wiele koncertów. - Uczestniczymy w wielu imprezach, koncertujemy nie tylko w Polsce, ale właściwie w całym świecie, m.in. w Mołdawii, Włoszech, Francji, Czechach, Słowacji i Szwajcarii. W lipcu tego roku zostaliśmy zaproszeni na The Rainforest World Music Festival do Malezji na Borneo. To festiwal, w którym uczestniczy wiele zespołów z całego świata, z wielu odrębnych, egzotycznych dla nas kultur. To niesamowite uczucie, kiedy ludzie tak różniący się wyglądem, ubiorem, nie znający tych samych języków, potrafią się świetnie dogadać, żyć w harmonii, zaprzyjaźnić się. Łączy ich wszystkich muzyka. Ten festiwal, to świat w pigułce. Zaraz po powrocie z Malezji pojechaliśmy do Portugalii na festiwal muzyczny Tom de Festa. Coraz częściej wplatamy inną muzykę niż irlandzka, na ostatniej naszej płycie Koncentrad - jest także muzyka bretońska, uwspółcześniamy też irlandzkie brzmienie. Skończyłeś architekturę na Politechnice Krakowskiej. Piszesz dyplom o założeniach architektonicznych muzeum w klasztorze cysterskim w Jędrzejowie. Będziesz muzykiem czy raczej architektem? - Oczywiście, że będę architektem, to mój zawód. A muzyka będzie tym, czym jest teraz - wielką pasją, która daje mi radość, zabawę, przyjemność. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Beata Znojkowa