Podbijał serca jędrzejowskiej publiczności swoimi kreacjami, zwłaszcza opartymi na literaturze rosyjskiej. Dziś Michał mieszka w Katowicach i pracuje w miejscowym Regionalnym Ośrodku Kultury. Często jednak zagląda do Jędrzejowa, nadal bierze udział w projektach "Strychu" i daje nam zasmakować swojego aktorskiego talentu. Ostatnio podczas benefisu Jerzego Jedlińskiego publiczność bardzo ciepło przyjęła fragment prozy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego "Rower" w jego wykonaniu (na zdjęciu). Przy tej okazji namówiliśmy Michała na krótką rozmowę. Z tego co wiem zawsze ciągnęło Cię do występowania: zaczynałeś od udziału w konkursach recytatorskich i to, z całkiem niezłym skutkiem. - Bakcyla sceny złapałem w szkole. W 2005 r., za namową mojej rusycystki Grażyny Różak wziąłem udział w konkursie recytatorskim "Poezja i proza na Wschód od Bugu" Najpierw udało mi się zwyciężyć w Kielcach, a potem zdobyłem pierwsze miejsce na szczeblu centralnym. Pani Grażyna skierowała mnie do Irka Ślusarczyka, aby mnie przesłucha przed konkursem. Irek zaproponował wtedy, abym dołączył do Kompanii Artystycznej "Strych Dziadka Hieronima". Pierwszy występ na jędrzejowskiej scenie miał miejsce podczas "Spotkań z kulturą rosyjską". Podczas spektaklu zaprezentowałem tekst, którego wykonanie doceniono w Kielcach. Pewnie przed tym właśnie występem miałeś największą tremę? - Ogromną. Pomyślałem sobie: "Michał, to już jest coś poważnego, to nie sala gimnastyczna w szkole, tu ludzie oczekują od ciebie czegoś więcej". Mocno się zmobilizowałem, ale od samego występu dostałem chyba wrzodów na żołądku, taki to był ogromny stres dla mnie. Schodząc ze sceny powiedziałem do siebie: "Jeszcze raz, jeszcze tu wrócę". Różne są teksty, które mówię: od poważnych do groteskowych i śmiesznych. Każdy występ jest inny, ale każdy jest dla mnie wyjątkowy. Najbardziej kocham brawa na końcu. Uwielbiam moment, kiedy schodzę ze sceny i jestem z siebie zadowolony. Nie zawsze tak jest, czasami zdarza się małe "ale", myślę, że tu mogłem pociągnąć, tam powinienem coś dodać. Jeśli nie czuję się spełniony, to obiecuję sobie, że na drugi raz zrobię to lepiej i poprawię. Jak duży wpływ na twoje dalsze losy miał "Strych Dziadka Hieronima" i jego opiekun Irek Ślusarczyk? - "Strych" dał mi bardzo wiele: przede wszystkim pewność i wiarę w siebie. Rozwinął moje umiejętności aktorskie, które wykorzystuję do dziś. Dzięki "Strychowi" poczułem też chęć obcowania z kulturą i przekazywania ludziom różnych emocji poprzez swoje występy. Po liceum miałem pomysł zdawania na studia aktorskie, ale chwała Bogu, że się nie dostałem. Mam ciekawą pracę w Regionalnym Ośrodku Kultury w Katowicach, a to co robię podczas występów w Jędrzejowie, na razie w zupełności mi wystarcza. Nie mniej jednak, chciałbym dalej się rozwijać jako aktor, korzystać z cennych wskazówek Irka Ślusarczyka. Chciałbym jeszcze spróbować śpiewania. Razem z Adamem Radoszem, dyrektorem Regionalnego Ośrodka Kultury w Katowicach, założyliście przy tej placówce Laboratorium Praktyk Teatralnych "Creatorium". Zdradź, co kryje się pod tą nazwą? - Nasz teatr - jak sama nazwa wskazuje - spełnia funkcję laboratorium: badamy i szukamy nowych form przekazu oraz kontaktu w widzem. Dotykamy trochę teatru ruchu, trochę teatru klasycznego, bawiąc się przy tym dźwiękami i muzyką. Z tych elementów powstają spektakle. Aktualnie "Kreatorium" skupia ok. 12 osób. Niekoniecznie są one związane z teatrem: aby dołączyć do nas potrzebne są przede wszystkim chęci Stanisław Soćko, który podczas benefisu Jerzego Jedlińskiego zaprezentował fragment "Ptaśka" Whartona, jest również członkiem naszego teatru. Tekstem, który wykonywał w Jędrzejowie, wygrał 52. Ogólnopolski Konkurs Recytatorski. Jest to jeden z najbardziej prestiżowych konkursów, dlatego zwycięstwo w nim jest, jak na razie, największym sukcesem "Creatorium". Staś zdobył nim trzy komisje i myślę, że przekonał również do siebie jędrzejowską publiczność. Czy z kierunkiem studiów, jakie podjąłeś, wiążesz swoją przyszłość? - Studiuję na III roku na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach na kierunku produkcja filmowa i telewizyjna. W tym roku zrobię licencjat, i jak dobrze pójdzie - za dwa lata magisterium. W przyszłości chciałbym rzeczywiście zajmować się produkcją. Na razie dokumentuję to, czym zajmuje się Regionalny Ośrodek Kultury. Realizuję też pomysły młodych twórców filmowych. Zobaczymy jak życie się potoczy, bo przecież czasami pisze nam ono niespodziewane scenariusze. Aktorstwo pozostanie jednak zawsze moją wielką pasją. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Agnieszka Smorąg