W komentarzu zatytułowanym "Błędy na morskiej granicy" publicysta włoskiej gazety Massimo Franco pisze, że wśród entuzjazmu po rozszerzeniu NATO i UE na wschód oraz "starych i nowych antyrosyjskich bodźców (płynących z) Polski i krajów bałtyckich", na Starym Kontynencie doszło do zmiany kursu. Jego geopolityczne serce przesunęło się na północ i wschód, zaś basen Morza Śródziemnego został "zdeklasowany" do rangi peryferii i uznany za nieważny - dodaje dziennikarz. Tymi nierównościami powinien był zająć się szczyt Sojuszu w Warszawie, tymczasem okazał się on odległy od wyzwań, jakie stoją przed Europą - uważa Franco. Jego zdaniem morskie granice Europy należy uznać za sprawę priorytetową, bo - jak wskazał - "Państwo Islamskie zmusza do uznania błędów Zachodu i sprzeczności w wielu krajach arabskich", a także ponownego skierowania uwagi na ten właśnie region. Autor zauważa, że Morze Śródziemne uważa się za "Mare Mortuum" (łac. morze martwe) ze względu na tragedię tonących w nim migrantów. Stwierdza następnie, że to właśnie z powodu tego lekceważenia niczym "śmiertelny i globalny wirus" wyrosło Państwo Islamskie. Wielu spośród 20 tysięcy zagranicznych bojowników Państwa Islamskiego pokonuje szlak wiodący przez Morze Śródziemne - przypomina dziennik. Przywołuje opinię podsekretarza włoskich służb specjalnych Marco Minnitiego, który powiedział, że Państwo Islamskie to największa zagraniczna "legia cudzoziemska" w dziejach. "Aby ją pokonać, potrzeba koordynacji, która nie może pozwolić sobie na różnice między Wschodem z Zachodem" - konkluduje dziennik.