Jurij Reszeto, DW: Walka z globalnym terroryzmem trwa nie od wczoraj; prowadzi się ją już od dziesięcioleci, ale do tej pory bezowocnie. Zamachy w tym tygodniu w Brukseli pokazują to raz jeszcze. Czy ta walka jest nie dość efektywna?Anatoli Antonow: Walka z terroryzmem będzie głównym tematem międzynarodowej konferencji bezpieczeństwa pod koniec kwietnia w Moskwie. Problem polega na tym, że niektóre państwa sądzą, iż z terrorystami można uporać się, przyjmując, że można stworzyć małe wyspy bez terroru. Prezydent Putin podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ jasno wyciągnął pomocną dłoń do wszystkich i powiedział: musimy trzymać się razem jak palce jednej pięści. Tylko tak możemy skutecznie zwalczać terroryzm. Ta pięść to ładny obraz, ale jaki może być konkretny wkład Rosji w tę walkę? - Podam dwa przykłady. Po pierwsze to oczywiście Bliski Wschód. Udało nam się powstrzymać rozprzestrzenianie się terrorystycznego nowotworu w Syrii. Jeszcze lepiej byłoby, gdybyśmy mogli te komórki zwalczać w organizmie całego Bliskiego Wschodu. Drugim przykładem jest Afganistan. Terroryści bardzo poważnie zagrażają tamtejszemu bezpieczeństwu i robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby ten - przepraszam za wyrażenie - brud nie dostał się do Rosji i do państw, które są do nas przyjaźnie nastawione. W tym celu np. dozbrajamy armie w Tadżykistanie i Kirgistanie w nowoczesną broń i prowadzimy szkolenia. Granica między Tadżykistanem i Afganistanem ma 1355 km długości i prawie wcale nie jest strzeżona. W roku 2005 Rosja wycofała stamtąd swoje oddziały graniczne. Czy planuje się ich powrót? - Obecnie nie mamy tego rodzaju zlecenia od naszych przyjaciół w Tadżykistanie. Do tej pory proszono nas przede wszystkim o pomoc militarną dla armii i jej wyposażenie, i to właśnie robimy. O ile dobrze wiem, Rosja pomimo tego ma bazy wojskowe w Tadżykistanie, w których stacjonuje 9000 żołnierzy. Czy Rosja nie będzie chciała któregoś dnia powiększyć tego kontyngentu? - Aktualna liczba stacjonujących tam rosyjskich żołnierzy odpowiada zadaniom i wyzwaniom, z którym Tadżykistan i Rosja muszą się zmierzyć w tym regionie. Rosja przykłada wielkie znaczenie do współpracy wojskowej z Tadżykistanem. Z kim jeszcze? - Są to w pierwszym rzędzie nasi sojusznicy z Organizacji Traktatu o Bezpieczeństwie Zbiorowym Wspólnoty Niepodległych Państw. Do tej pory jednak nie udaje się współpraca z państwami Europy Zachodniej. Dlaczego tak się dzieje? - Głównym problemem jest brak zaufania. W mojej karierze dyplomatycznej przez ponad 30 lat prowadziłem negocjacje oraz współpracowałem z państwami Europy Zachodniej i USA. Często miałem uczucie, że poważano mnie, gdy się z nimi zgadzałem. Gdy tylko przedstawiałem swoje własne zdanie i mówiłem, że inaczej postrzegam świat, natychmiast uważano mnie za konserwatywnego i niedemokratycznego. Co Rosja ma konkretnie do zaoferowania? - Należy przestać siać postrach: pogłoski o tym, że rosyjskie czołgi już jutro wjadą do państw bałtyckich, Sofii czy Budapesztu. Nikt nie ma takiego zamiaru. Nie ma żadnych takich planów, absolutnie żadnych. Rosja nie chce wojny. Już samo myślenie o tym jest śmieszne. Ale dlaczego jednak tak się myśli? Ze strachu przed odrodzeniem się dawnego rosyjskiego supermocarstwa? Czy może dlatego, że Rosjanom dziś nie można ufać. Nasze stosunki były kiedyś zupełnie inne niż w ostatnich latach. - Nie odnosiłbym tego do całej Europy. W krajach bałtyckich już od dawna krąży widmo strachu - "Idą Rosjanie! Ratuj się kto może!" Tam dobrze działa mechanizm zwiększania wydatków budżetowych na obronność, by zwrócić na siebie uwagę zachodnioeuropejskich donatorów: Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii. Wszystkie te państwa jednak działają o wiele pragmatyczniej. Rozumieją, że dziś nie można załatwić problemu bezpieczeństwa w Europie, na Bliskim Wschodzie czy Azji bez Rosji. Rozmawiał Jurij Reszeto / tł.: Małgorzata Matzke