Oświadczenie Lopeza w tej sprawie zostało odczytane w sobotę podczas antyprezydenckiego wiecu w Caracas przez jego zastępcę, wiceprzewodniczącego prawicowego ugrupowania Voluntad Popular, Freddyego Guevarę. Podczas manifestacji wznoszono okrzyki domagające się pełnego uniewinnienia Lopeza, który spędził trzy lata w więzieniu wojskowym Ramo Verde, w mieście Los Teques, w stanie Miranda na północy kraju. Lopez jest liderem prawicowego ugrupowania Voluntad Popular i jednym z najbardziej radykalnych krytyków prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro. Opozycjonista został aresztowany 18 lutego 2014 roku, kilka dni po antyrządowych protestach studenckich, w których zginęły trzy osoby. Był jednym z organizatorów tamtej demonstracji. We wrześniu 2015 roku został skazany na 13 lat i dziewięć miesięcy więzienia za podżeganie do antyrządowych protestów. "Wolność dla całej Wenezueli" 46-letni Lopez, ekonomista z wykształcenia, absolwent Uniwersytetu Harvarda i ulubieniec mediów ze względu na swą niezwykłą fotogeniczność, pojawił się na krótko w sobotę wieczorem przed swym domem w Caracas - pisze agencja Reutera. Nie przemawiał jednak, a ograniczył się jedynie do przyniesienia ze sobą wenezuelskiej flagi i wzniesienia znaku zwycięstwa - dodaje. "Mimo że podlega rygorom aresztu domowego, zdecydował się pokazać swą twarz krajowi" - zauważyła w wypowiedzi dla agencji Reutera doradczyni Lopeza, Maria Garcia. "Przed nami zadanie, by wytrwać na ulicach, bo przecież tu nie chodzi tylko o wolność dla Leopoldo, ale dla całego społeczeństwa Wenezueli" - dodała. Lopez został wypuszczony z więzienia w sobotę o świcie. Sąd Najwyższy poinformował, że powodem zwolnienia są problemy ze zdrowiem. Obecnie lider opozycji przebywa w swoim domu w Caracas wraz z żoną Lilian i dziećmi. Byli współpracownicy Chaveza też odwracają się od Maduro Wenezuela zmaga się z największym od dekad kryzysem gospodarczym i politycznym. W trwających od początku kwietnia antyrządowych protestach, którym towarzyszą starcia z policją i wojskiem, zginęło już prawie sto osób. Demonstranci oskarżają prezydenta Maduro o zapędy dyktatorskie, domagają się jego ustąpienia i rozpisania nowych wyborów. W ostatnich dniach kościół katolicki i coraz liczniejsi byli współpracownicy Hugo Chaveza, zmarłego twórcy wenezuelskiej społecznej "rewolucji boliwariańskiej", ostrzegali, że kraj pod rządami Maduro zmierza wprost do dyktatury wojskowej. Obawy te nabrały konkretnego kształtu wskutek pospiesznego zwołania na 30 lipca wyborów do Konstytucyjnego Zgromadzenia Narodowego (Konstytuanty). Za jego pomocą Maduro chce zmienić za jednym zamachem całe ustawodawstwo i zlikwidować demokratycznie wybrany parlament - Zgromadzenie Narodowe, w którym opozycja ma zdecydowaną przewagę, ale którego uchwał prezydent nie uznaje. Przygrywką do "ustawodawczego" zamachu na parlament był w środę atak 200 prorządowych bojówkarzy na siedzibę Zgromadzenia Narodowego, podczas którego pobili dotkliwie 12 deputowanych i zajęli gmach parlamentu.