Agencja, powołując się na brytyjską stację telewizyjną ITN podała, że pozostali uczestnicy czwartkowych wyborów zwyciężyli w 27 jednomandatowych okręgach wyborczych. Wiadomo już, że konserwatystom nie uda się zdobyć bezwzględnej większości 326 miejsc w brytyjskiej Izbie Gmin, która od 2010 roku będzie liczyła 650 deputowanych. Wybory w jednym z okręgów zostaną rozstrzygnięte 27 maja. Według sondaży przeprowadzonych przy wyjściu z lokali wyborczych konserwatyści prawdopodobnie zapewnią sobie 305 miejsc, laburzyści 255, a Liberalni Demokraci 61. Teoretycznie (według sondaży) laburzyści i liberalni demokraci mieliby większość, ale ich koalicja nie wydaje się prawdopodobna w świetle słabych notowań liberalnych demokratów i wypowiedzi lidera partii Nicka Clegga, który taką koalicję wykluczał. - Mniejszościowy rząd konserwatystów jest realną możliwością - powiedział dziennikarzom podczas briefingu w London School of Economics (LSE) prof. Patrick Dunleavy. - Gordonowi Brownowi trudno będzie twierdzić, iż nadal ma zaufanie Izby Gmin, gdy stracił ok. stu mandatów. Clegg nie poprze go, ponieważ nie będzie chciał, by oskarżano go o to, że stawia na przegranego i idzie pod prąd nastrojów społecznych - dodał. Profesor LSE Helen Margetts sądzi, iż różnica 5-6 mandatów w każdą ze stron będzie miała duże znaczenie. Dla konserwatystów ważnym progiem jest 300 mandatów. Jeśli spadną poniżej, to będzie im trudno realizować program ustawodawczy. Z drugiej strony, jeśli poprawią stan posiadania do ponad 310 będą czuć się pewniej. Złe notowania liberalnych demokratów Nicka Clegga tłumaczy Margetts tym, że nie doszło do głosowania taktycznego (popierania przez wyborców Partii Pracy kandydata liberałów, w okręgach, których Partia Pracy jest słaba, by powstrzymać konserwatystów). W ocenie Dunleavy'ego w najtrudniejszym położeniu znaleźli się liberalni demokraci, w kampanii wyborczej sprawiający wrażenie, jakby już byli liczącą się polityczną siłą na równych prawach z konserwatystami i liberałami. - Cameron nie będzie chciał pójść z nimi na współpracę. Raczej skieruje się w stronę płn. irlandzkich unionistów - wyjaśnia. Według niego prawdopodobny, mniejszościowy rząd torysów może okazać się "całkiem stabilny", ponieważ ani laburzyści, ani liberałowie nie będą chcieli przedterminowych wyborów, wykosztowali się na obecną kampanię wyborczą, a w najlepszej sytuacji finansowej są konserwatyści. - Wygląda na to, że liberałowie wbrew swoim intencjom uratowali dwupartyjny system, którego reforma była ich podstawowym postulatem - wskazał inny profesor LSE Tony Travers.