69-letni John Cooper i jego o sześć lat młodsza żona Susan zmarli w ubiegłym tygodniu w hotelu Steigenberger Aqua Magic w egipskiej Hurghadzie. Jak podają zagraniczne media, para przebywała na wakacjach. W hotelu obecna była także córka małżeństwa z trójką własnych dzieci. To ona przekazała dziennikarzom BBC, co stało się z jej rodzicami. Jak ustaliła wcześniej policja, turyści, z którymi skontaktowała się Kelly Ormerod, córka Cooperów, poinformowali o 40 osobach z wymiotami i biegunką. Jak pisze "The Guardian", który cytuje obecną w hotelu Alison Cope z Birmingham, turystom podawano surowe mięso i napoje z niemytych szklanek. Goście, również ci korzystający ze wspólnego basenu, mieli skarżyć się na biegunkę. Inni turyści korzystali z kąpieliska nieświadomi, że obsługa nie zdążyła jeszcze pozbyć się nieczystości i zdezynfekować pływalni. Do niekompetentnej pracy personelu dochodziło prawdopodobnie wskutek zbyt dużej liczby gości w stosunku do liczby kucharzy, kelnerów i sprzątaczek. Jeden ze znajomych Cope, który przebywał z nią na wakacjach, cierpiał na bóle głowy i trudności w oddychaniu wywołane obecnością płynów w płucach. Jak powiedział później brytyjski lekarz, stan jego zdrowia mógł wynikać z przenoszonych drogą oddechową bakterii, tzw. choroby legionistów. Ormerod powiedziała w niedzielę, że w sypialni jej rodziców było coś, co "naprawdę ich zabiło". Z zeznań kobiety wynika, że kiedy para wróciła do pokoju hotelowego, zaczęła skarżyć się na nieprzyjemną woń, którą próbowała ukryć, rozpylając perfumy. Następnego ranka małżeństwo cierpiało już na rozstrój żołądka. Podczas inspekcji w ich pokoju nie stwierdzono jednak emisji toksycznych gazów ani niebezpiecznych wycieków. Wykluczono także zatrucie tlenkiem węgla. "Wiemy, że kilku klientów skarżyło się na zły stan zdrowia" - mówi rzeczniczka hotelu. "Każde zgłoszenie traktujemy poważnie i podjęliśmy decyzję o poszerzeniu dochodzenia w sprawie śmierci dwóch osób w zeszłym tygodniu".