James Mattis, który często spierał się z prezydentem Trumpem w fundamentalnych kwestiach związanych z polityką bezpieczeństwa USA, w opublikowanym w czwartek czasu miejscowego (w piątek nad ranem w Polsce) liście ze swoją rezygnacją z przekorą zaznaczył, że tak jak prezydent ma prawo do mianowania na jego miejsce kogoś z poglądami bliższymi jego własnych, on z kolei ma prawo do rezygnacji ze stanowiska szefa resortu obrony. James Mattis, nazywany w przeszłości przez swoich towarzyszy broni z piechoty morskiej "Mad Dog" (dosł. wściekłym psem), opóźnił ostateczne przejście na emeryturę do 28 lutego przyszłego roku, aby dać prezydentowi czas na znalezienie i nominowanie następcy na jego miejsce w Pentagonie, a Senatowi na zatwierdzenie nominacji jego następcy na stanowisku ministra obrony, do czego wymagana jest zwykła większość głosów w 100 osobowym Senacie. Kontrowersyjna decyzja Trumpa James Mattis, emerytowany generał piechoty morskiej, odznaczony za męstwo weteran walk w wojnie w Zatoce Perskiej (1990-1991) w Afganistanie i w Iraku, ogłosił swoją rezygnację w dzień po tym jak prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a>, bez konsultacji z innymi najbliższymi doradcami w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, z Kongresem i z sojusznikami Stanów Zjednoczonych, ogłosił natychmiastowe wycofanie sił amerykańskich w liczbie około 2 tys. i amerykańskiego personelu z północno-wschodniej Syrii. Prezydent Trump swoją pośpiesznie podjętą decyzję, o której po raz pierwszy poinformował na Twitterze w środę, uzasadnił tym, że siły koalicji walczącej z Państwem Islamskim "całkowicie pokonały Państwo Islamskie". Takiej opinii prezydenta Trumpa nie podzielają nawet przedstawiciele jego własnej administracji, w tym specjalny amerykański wysłannik do koalicji walczącej z ISIS Brett McGurk, który tydzień przed niespodziewaną decyzją prezydenta Trumpa zapowiedział, że "Amerykanie pozostaną tam (w północno-wschodniej Syrii - PAP) nawet po fizycznym pokonaniu Kalifatu, do czasu kiedy wszystkie elementy znajdą się na miejscu, aby zapewnić, że zwycięstwo (nad Państwem Islamskim - PAP) jest trwałe". "Poważny błąd" Decyzja prezydenta Trumpa o natychmiastowym wycofaniu sił USA z Syrii, porównywana z równie pochopną decyzją jego poprzednika w Białym Domu - prezydenta Baracka Obamy z Partii Demokratycznej o wycofaniu sił amerykańskich z Iraku w roku 2011, została ostro skrytykowana przez ustawodawców z obu podstawowych amerykańskich partii politycznych reprezentowanych w Kongresie, przedstawicieli ośrodków doradczych i środowisk kluczowych w kształtowaniu amerykańskiej polityki zagranicznej oraz sojuszników amerykańskich w Europie i na Bliskim Wschodzie, jako poważny błąd. Zdaniem krytyków decyzji Trumpa, krok taki stanowi ustępstwo wobec syryjskiego dyktatora Baszara el Asada oraz władz na Kremlu i w Teheranie, które od dawna rywalizują o wpływy w Syrii i w całym regionie Bliskiego Wschodu. Eksperci: Wystawia Kurdów na atak Dodatkowo zdaniem wielu amerykańskich ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa zbiorowego, decyzja, której Trump nieustępliwie bronił w swoich czwartkowych wypowiedziach i wpisach na Twitterze, wystawia bojowników kurdyjskich wspierających siły specjalne USA w walczące z Państwem Islamskim w Syrii na możliwość ataku ze strony Turcji. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, w ub. poniedziałek zapowiedział, że jest w stanie "w każdym momencie" zaatakować kurdyjskich bojowników walczących po syryjskiej stronie granicy. 68-letni obecnie James Mattis, powszechnie ceniony za swój zdrowy rozsądek i odwagę w przeciwstawianiu się prezydentowi Trumpowi, w swoim liście z rezygnacją podkreślił, że "źródłem potęgi Stanów Zjednoczonych są ich związki z sojusznikami, którzy powinni być traktowani z szacunkiem". Ustępujący szef Pentagonu informując w liście o swojej rezygnacji, podkreślił również, że Stany Zjednoczone powinny mieć "wyraźną świadomość czyhających zagrożeń, w tym niebezpieczeństw ze strony takich grup jak Państwo Islamskie". "Musimy zrobić wszystko, co możliwe, aby utrzymać międzynarodowy porządek sprzyjający naszemu bezpieczeństwu, naszemu dobrobytowi, naszym wartościom, a nasze wysiłki w tym celu będą wzmacniane dzięki solidarności z naszymi sojusznikami" - postulował James Mattis w swoim liście przekazanym do wiadomości publicznej w czwartek wieczorem czasu miejscowego. Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski