Zwycięstwo we Francji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marine-le-pen,gsbi,1072" title="Marine Le Pen" target="_blank">Marine Le Pen</a> nie spadło z nieba, a mimo to sukces jej ugrupowania - Frontu Narodowego - w niedzielnych wyborach lokalnych "wywołał dreszcz grozy" - pisze szef działu zagranicznego gazety Stefan Kornelius. Zdaniem niemieckiego dziennikarza we Francji mamy do czynienia ze zjawiskiem obserwowanym wszędzie na Zachodzie: "populistyczne ugrupowania - posługując się prawicowo-narodowymi i ekstremistycznymi hasłami oraz socjalistyczną krytyką kapitalizmu - skupiają wokół siebie olbrzymie rzesze wyborców". "Wykorzystują narastające poczucie niepewności u wyborców, którzy uważają, że życie stało się zbyt skomplikowane i że kryzysy ich przerastają" - dodaje Kornelius. "Le Pen udało się obecnie dokonać dwóch rzeczy: podsyca strach i umacnia obywateli w poczuciu bezradności, oferując im następnie pomoc - szybką i prostą" - czytamy w "SZ". Ani francuska lewica, ani prawica nie znajdują lekarstwa przeciwko tej "strategii okrążenia" - pisze publicysta. Kornelius krytykuje francuskie partie polityczne pisząc, że obozy polityczne nad Sekwaną "blokują się wzajemnie", a "poczucie paraliżu jest powszechne". Polityczna kasta nie jest w stanie zrewidować swoich przywilejów, a elita władzy działa według "feudalnych zasad". Trump mistrzem populistów Prawicowy populizm i prawicowy radykalizm uznaje się często za zjawisko, które jest "upiorem, który wkrótce zniknie" - pisze dziennikarz. Jego zdaniem teza ta jest błędna, a przykład Le Pen i inne przykłady w Europie i poza nią pokazują, że populiści okopują się na swoich pozycjach i są polityczną siłą, która nie zniknie tak szybko. "Może raczej stać się zagrożeniem dla zachodniego systemu partyjnego i tym samym zagrożeniem dla zachodniej demokracji" - ocenia Kornelius. "Mistrzem wszystkich populistów" jest jego zdaniem obecnie <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a>, który "hipnotyzuje USA swoją polaryzującą i brutalną kampanią wyborczą". Trump "kłamie bez zahamowania", "ładuje wyborcom łopatą do głów polaryzujące przesłania", wprowadza słuchaczy w trans brutalnymi fantazjami i "dostarcza ludziom obrazy wroga - tych w Waszyngtonie, ciemnoskórych i tych za granicami". Trump demonstruje na wielkiej scenie to, co w Europie dzieje się na mniejszą skalę: populistyczne i radykalne partie wymuszają awanturnicze zwroty; w Austrii, Danii, Szwecji rządzące partie przesunęły się daleko na prawo, aby bronić się przed populistami, co okazało się jednak nieskuteczne - pisze "SZ". W innych krajach, takich jak Węgry i Polska, populiści przejęli system władzy i "trwale zmienili zasady podziału władz" - ocenia Kornelius. "W Warszawie partia rządząca popadła w tych dniach w odurzenie władzą, które wykazuje do głębi niedemokratyczne cechy i wręcz woła o ukaranie przez UE" - czytamy. System zachodni stworzył "niebezpieczne siły odśrodkowe - i to z niemiecką pomocą, czego nie wolno przemilczeć" - pisze autor komentarza. Jak tłumaczy, "dominacja narodu w środku Europy (Niemców) prowadzi do refleksów odrzucenia w krajach sąsiednich - tak było w Grecji, tak jest w Danii, tak będzie we Francji". Le Pen "gra skutecznie na antyniemieckiej klawiaturze, szydząc z Hollande'a jako wicekanclerza". Kornelius stwierdza pesymistycznie, że populizm trudno jest osłabić. Populizm "nie przejmuje się faktami, fałszuje liczby, myśli w sposób uproszczony i tworzy nowych wrogów". Hasłem jest "My przeciwko onym", rząd i tradycyjne media dyskwalifikowane są jako niewiarygodne. "Demagogia i kult jednostki stają się kluczem do władzy" - ocenia Kornelius na łamach "SZ". Z Berlina Jacek Lepiarz