"Ale w tej chwili jest to jedna z opcji na stole, bo nie możemy przyglądać się nowym czystkom etnicznym" - wskazała. Dodała, że w ostatnich latach Serbia inwestowała w odbudowę potencjału obronnego, który był "zdewastowany". "Kiedy ktoś wie, że macie silne wojsko, musi z wami usiąść i rozmawiać" - oceniła. Jak pisze agencja AP, jest to najostrzejsze ostrzeżenie ze strony Belgradu w związku z rosnącym napięciem między Serbią i Kosowem, jej dawną prowincją zamieszkaną w większości przez Albańczyków. We wtorek prezydent Serbii Aleksandr Vuczić oskarżył władze w Prisztinie, że wprowadzając bariery celne i planując utworzenie regularnej armii chcą "wypędzić Serbów z Kosowa". Wzrost napięcia między Serbią a Kosowem Napięcie między Serbią a Kosowem wzrosło w listopadzie, gdy rząd w Prisztinie wprowadził 100-procentową podwyżkę ceł na towary sprowadzane z Serbii oraz Bośni i Hercegowiny (BiH), sugerując, że jest to odwet za odrzucenie wniosku Prisztiny o członkostwo w międzynarodowej organizacji policyjnej Interpol po intensywnym serbskim lobbingu. Wcześniej, w październiku, mimo sprzeciwu przedstawicieli serbskiej mniejszości i rządu w Belgradzie, parlament Kosowa przegłosował w pierwszym czytaniu trzy ustawy o zmianie Kosowskich Sił Bezpieczeństwa (FSK) w regularne wojsko. Drugie czytanie zaplanowano na 14 grudnia. Przyszła armia Kosowa miałaby się składać z 5 tys. żołnierzy wyposażonych w nowoczesny sprzęt i 3 tys. rezerwowych. Utworzone w 2009 r. FSK liczą obecnie ok. 2,5 tys. członków uzbrojonych przez NATO i zajmują się utrzymaniem porządku oraz pomocą w sytuacjach kryzysowych. Parlamentarzyści serbskiej mniejszości narodowej są zdania, że do utworzenia kosowskich sił zbrojnych konieczna jest nowelizacja konstytucji. Władze Serbii uważają z kolei, że jedyną siłą zbrojną w Kosowie mogą być tylko międzynarodowe siły pokojowe KFOR pod dowództwem NATO, które w 1999 roku otrzymały mandat ONZ na podstawie kończącej wojnę rezolucji 1244 Rady Bezpieczeństwa. Ostrzeżenie z NATO Sekretarz Generalny NATO Jens Stolteberg ostrzegł w środę władze Kosowa przed przekształceniem FSK w regularną armię. "To jest ruch jest w złym momencie. Jest on niezgodny z zaleceniami wielu sojuszników NATO i może mieć poważne konsekwencje dla przyszłej integracji euroatlantyckiej Kosowa" - powiedział. MSZ Rosji, będącej bliskim sojusznikiem Serbii, nazwało planowany ruch Kosowa "kolejnym destabilizującym i prowokacyjnym krokiem". Premier Kosowa Ramush Haradinaj zapewniał w środę, że "kosowska armia nie jest dla północnej części Kosowa", zamieszkanej przez mniejszość serbską, a "będzie miała za zadanie pomóc NATO w Afganistanie i w Iraku". Według bałkańskich analityków interwencja 28-tysięcznej armii serbskiej w Kosowie jest wysoce nieprawdopodobna, jeśli się weźmie pod uwagę aspiracje Belgradu do wstąpienia do Unii Europejskiej, a wypowiedź premier Brnabić jest prawdopodobnie ukłonem w stronę serbskich nacjonalistów. Wypowiedzi Brnabić "stoją w sprzeczności z niedawnym oświadczeniem prezydenta Vuczicia, który uważa, że wysłanie (serbskiej armii) do Kosowa doprowadzi do bezpośredniego konfliktu z NATO" - ocenił były wojskowy dyplomata Milan Karagaća z think tanku Centrum Polityki Zagranicznej w Belgradzie. Premier poinformowała też, że podwyżka taryf celnych przez Prisztinę kosztuje Belgrad miesięcznie 42 mln euro. Jednak prezydent Vuczić zapowiedział we wtorek, że Serbia nie podejmie wobec Kosowa z tego powodu kroków odwetowych. Po wojnie z lat 1998-99, która zakończyła się interwencją NATO w obronie Albańczyków przed czystkami serbskich sił bezpieczeństwa, w Kosowie pozostało ok. 120 tysięcy Serbów, głównie na północy, w rejonie Kosovskiej Mitrovicy.