Jedyny chłopak, który przeżył, do tej pory nie udzielił pełnych wyjaśnień na temat okoliczności tragedii. Jego rodzina tłumaczy to fatalnym stanem psychicznym studenta. Wiadomo jednak, że jest on tak zwanym dux, czyli najwyższym rangą członkiem komisji do spraw otrzęsin na Uniwersytecie Lusofońskim w Lizbonie. Nieoficjalnie mówi się, że studenci przebywali na plaży po to, by zaplanować "chrzest" dla młodszych kolegów, pojawiają się jednak także spekulacje, iż ofiary były poddawane próbom przez starszego "rangą" kolegę. Świadkowie z Meco mówią, że widzieli, jak studenci zachowywali się dziwnie na ulicy, sprawiając wrażenie, iż wykonują polecenia w ramach tak zwanego "kocenia". Policja nie wyklucza, iż młodzież nie została porwana przez falę, a świadomie weszła do wzburzonej wody. Ma o tym świadczyć fakt, iż 6 ofiar - w przeciwieństwie do jedynego ocalonego - nie zabrała ze sobą na plażę telefonów komórkowych. Studenckie otrzęsiny mają w Portugalii długą tradycję, a na niektórych uczelniach potrafią się ciągnąć tygodniami. Jednak wiele osób krytykuje ten zwyczaj, często bowiem dochodzi do nadużyć i celowego upokarzania młodszych kolegów. Kilka dni temu jeden z profesorów Uniwersytetu Minho napisał list otwarty, w którym opisuje, iż został zwyzywany przez studentów, gdy zwrócił im uwagę, iż w otrzęsinowych zabawach posunęli się za daleko.