Ho Kang-il w rozmowie telefonicznej z Agencją Yonhap przyznał się do kontaktów z południowokoreańskim wywiadem podczas pobytu w Chinach. Dodał, że do przyjazdu do Korei Południowej został zmuszony szantażem. Agenci mieli zastraszyć go, że jeśli nie zgodzi się na ucieczkę z Chin - o fakcie jego współpracy z Koreą Południową poinformowana zostanie północnokoreańska ambasada. Ho Kang-il twierdzi też, że dziesięć kelnerek, które razem z nim opuściło restaurację, nie było świadomych tego, iż lecą do Korei Południowej. Kobiety były przekonane, że udają się do innej północnokoreańskiej restauracji w jednym z państw Azji Południowo-Wschodniej. O tym, że lecą do Korei Południowej miały się dowiedzieć dopiero na pokładzie samolotu. Północnokoreański menadżer twierdzi, że wyjazd został zorganizowany przez południowokoreański wywiad, za aprobatą ówczesnej prezydent Parl Geun Hie. Agencja wywiadu podkreśla z kolei, że obywatele Korei Północnej przyjechali na Południe dobrowolnie. Przedstawiciel ONZ ds. praw człowieka w Korei Północnej po spotkaniu z uciekinierami zaapelował o pełne i niezależne śledztwo w tej sprawie. Kierownik restauracji w rozmowie z Yonhap deklaruje, że bez względu na konsekwencje - chce wrócić do Korei Północnej.