Jak piszą niemieckie media, odradza się dyskusja, czy duże miasta powinny gościć takie wydarzenia jak szczyt przywódców najbogatszych państw świata. Policja użyła wielkich sił, by zepchnąć do defensywy około półtora tysiąca chuliganów podpalających samochody, wyrywających kostki z bruku, niszczących witryny sklepów i plądrujących ich wnętrza. Atakowani byli też policjanci. Porządek udało się zaprowadzić dopiero nad ranem. Hamburska policja prosi mieszkańców o udostępnianie zdjęć i nagrań wideo, dzięki którym będzie można zidentyfikować osoby łamiące prawo. Kanclerz Angela Merkel mówiła wczoraj, że o ile ma zrozumienie dla "pokojowych protestów", o tyle nie akceptuje brutalnych zamieszek, które wystawiają na niebezpieczeństwo ludzkie życie. Minister sprawiedliwości Heiko Maas zażądał ukarania winnych. Ze strony polityków chrześcijańskiej demokracji (CDU) słychać głosy, by władze były bardziej stanowcze wobec lewackich grup organizujących protesty. Armin Schuster z CDU powiedział gazecie "Rheinische Post", że w Niemczech nie powinno być zgody na żadne ekstremizmy, niezależnie od tego, czy są to - jak się wyraził - "arabskie klany, islamiści, neonaziści czy skrajnie lewicowi radykałowie". Splądrowali sklepy Niemiecka policja zlikwidowała w nocy z piątku na sobotę zorganizowaną przez lewicowych ekstremistów blokadę jednej z ulic w dzielnicy Hamburga Schanzenviertel. Podczas akcji zatrzymano ponad 100 osób. Protestujący zdemolowali okoliczne sklepy i splądrowali supermarket. Kilkuset awanturników wzniosło na ulicy Schulterblatt barykady i podpaliło je. Część z nich, uzbrojona w płyty betonowe, koktajle Mołotowa i proce, przyczaiła się w okolicznych domach. Miejsce konfrontacji znajdowało się niedaleko okupowanego od lat teatru "Rote Flora" - ikony środowisk skrajnie lewicowych. Przybyli na miejsce policjanci zostali obrzuceni kamieniami, butelkami i deskami. Próby rozpędzenia demonstrantów za pomocą armatek wodnych nie powiodły się. Po północy do akcji wkroczyła jednostka antyterrorystyczna. Uzbrojenie funkcjonariusze przeczesywali dom po domu w poszukiwaniu sprawców zamieszek. Policyjne spychacze zlikwidowały barykady. Rzecznik policji Tima Zill powiedział, że zatrzymano ponad 100 osób. Podczas zamieszek splądrowano okoliczne sklepy, w tym jeden z supermarketów. Uszkodzone zostały bankomaty, powybijano szyby w lokalach znajdujących się na parterze. "Okolica wygląda jak podczas wojny domowej" - ocenił komentator telewizji N24. Od godz. 6 rano służby miejskie rozpoczęły usuwanie skutków zamieszek. Około 60 pracowników hamburskich zakładów oczyszczania miasta sprząta okolicę. Przywrócony został ruch metra.