"Na Ukrainie nikt się już nawet nie dziwi, na ile rosyjska dyplomacja przekształciła się w narzędzie kłamstw Kremla, oskarżając Ukrainę o "przygotowania do prowokacji"" - głosi oświadczenie. MSZ Ukrainy odniosło się do wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, który oświadczył, że ukraiński prezydent Petro Poroszenko "planuje zbrojną prowokację na granicy z Federacją Rosyjską, na granicy z Krymem". Minister przypuszcza, że miałoby to nastąpić po 25 grudnia, tj. po upływie trwającego obecnie na części terytoriów Ukrainy 30-dniowego stanu wojennego. Ukraińska dyplomacja oceniła, że słowa Ławrowa są elementem kolejnej rosyjskiej operacji informacyjnej. Oświadczyła też, że Rosja zgromadziła u granic ukraińskich ponad 80-tysięczną armię w pełnej gotowości bojowej, rozmieściła wyrzutnie rakietowe Iskander oraz umieściła na Krymie 100 samolotów bojowych Su-27 i Su-30, które mogą operować "nad prawie całym terytorium Ukrainy". "Tylko w ostatnich dwóch miesiącach liczba rosyjskich czołgów na naszej granicy zwiększyła się o 300" - podkreślono w oświadczeniu. MSZ Ukrainy przypomniało o listopadowym ataku Rosji na trzy okręty ukraińskiej marynarki wojennej, określając to zdarzenie mianem "otwartego aktu agresji". "Teraz minister Ławrow straszy Ukrainę i wspólnotę międzynarodową "prowokacjami", poszukując propagandowo-dyplomatycznej przykrywki dla militaryzacji okupowanego przez Rosję Krymu, Donbasu oraz dla rozmieszczania na granicach Ukrainy swego potencjału ofensywnego" - czytamy. Ukraińscy dyplomaci oświadczyli, że Krym i Donbas powrócą do państwa ukraińskiego, jednak - jak podkreślili - "nie drogą wojskową, lecz polityczno-dyplomatycznym i odpowiadającym prawu międzynarodowemu szlakiem". Z Kijowa Jarosław Junko