Demonstracje protestacyjne i starcia z milicją wybuchły w Mińsku po ogłoszeniu wyników oficjalnego badania exit poll, według którego w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył obecny szef państwa <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-alaksandr-lukaszenka,gsbi,1060" title="Alaksandr Łukaszenka" target="_blank">Alaksandr Łukaszenka</a> uzyskując ponad 70 proc. głosów. Jego główna rywalka opozycjonistka Swiatłana Cichanouska miała otrzymać mniej niż 10 proc. głosów. Milicja zaczęła szturmować prowizoryczne barykady, które wznieśli protestujący na mińskim prospekcie Zwycięzców i użyła armatek wodnych i granatów hukowych. Na prospekcie Maszerawa granat hukowy ranił jednego z demonstrantów, zabrała go karetka pogotowia, jego stan jest ciężki - podała niezależna gazeta "Nasza Niwa". Milicja strzelała też do ludzi gumowymi kulami w rejonie ulicy Kalwaryjskiej. Co najmniej trzy ranne osoby zabrało je pogotowie - relacjonuje gazeta. Media informują również, że dotkliwie pobity w Mińsku został dziennikarz agencji Associated Press Mścisłau Czarnou, również do niego wezwano karetkę pogotowia. Wcześniej media podały, że 30-letni mężczyzna został ranny przez samochód milicyjny, który - według tych doniesień - umyślnie wjechał w tłum. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez innych uczestników manifestacji. Białoruskie służby siłowe potwierdziły zastosowanie "specjalnych środków" przeciwko uczestnikom demonstracji - poinformowała w nocy z niedzieli na poniedziałek rzeczniczka resortu spraw wewnętrznych Białorusi Olga Czemodanowa. "Funkcjonariusze służb stojących na straży prawa byli zmuszeni zastosować specjalne środki przeciwko uczestnikom niepokojów. Zastosowano specjalną technikę i granaty hukowe" - powiedziała Czemodanowa. Potwierdziła także, że są osoby zatrzymane, ale nie podała ich liczby. Według Czemodanowej sytuacja w Mińsku "jest pod kontrolą", a w mieście zastosowano wzmożone środki bezpieczeństwa.