Służba zdrowia podała, że do szpitali trafiły trzy osoby, w tym dwie w stanie określanym jako krytyczny. Stan trzeciego pacjenta lekarze opisują jako poważny. Nie ma dokładnych informacji o czwartym rannym, którym zajęło się uniwersyteckie pogotowie. Do strzelaniny około południa na kampusie Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Monica. Rzeczniczka policji powiedziała, że otrzymano meldunek o mężczyźnie uzbrojonym w kilka rodzajów broni, m.in. strzelbę, który ostrzelał jadące samochody i autobus. Nieco wcześniej około 5 kilometrów od uczelni przebywał prezydent USA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barack-obama,gsbi,1011" title="Barack Obama" target="_blank">Barack Obama</a>. Nie wiadomo, czy strzelanina miała związek z jego wizytą. Amerykańskie służby specjalne zapewniają, że na pewno nie zmieniła planów prezydenta i "póki co jest tylko sprawą policji". Strażacy w jednym z domów tuż obok miejsca gdzie padły strzały znaleźli dwa spalone ciała. Tu także trwa sprawdzanie ewentualnych związków ze strzelaniną. Świadkowie relacjonują, że gdy tylko usłyszano odgłos wystrzałów, studenci w panice zaczęli opuszczać trzypiętrowy budynek biblioteki. W całym kampusie uczą się w sumie 34 tys. ludzi. Policja podała, że aresztowano napastnika. - Sprawca trafił do aresztu zaraz po tym, jak przyjechaliśmy na miejsce - powiedział funkcjonariusz kalifornijskiej policji drogowej, Vince Ramirez. Sierżant Denise Joslin zaznaczyła, że liczba ofiar wciąż nie jest jasna i nie ma doniesień o zabitych. Nie wyklucza jednak, że mógł ktoś zginąć.