Na listę trafiają filmy propagujące przemoc i pornografię, ale wśród 12 obrazów dodanych do spisu w zeszłym roku znalazło się kilka znaczących pozycji. Obok krwawych horrorów, filmów akcji oraz filmów porno, na indeksie umieszczono m.in. spektakl teatru telewizji "Tutejsi" ("Tutejszyja") autorstwa Janki Kupały w reżyserii Walerego Mazynskiego, wyprodukowany przez Biełsat, kanał białoruski TVP skierowany na Białoruś. "Tutejsi" to jeden z najważniejszych dla Białorusinów tekstów, traktujący o samoidentyfikacji narodowej, porównywany z polskim "Weselem". To należące do kanonu białoruskiej literatury dzieło, napisane w 1922 roku, obecnie udaje się na krótko wystawić jedynie niektórym białoruskim teatrom; cenzura jednak szybko zdejmuje spektakle - informuje TV Biełsat. W 2009 roku białoruskie ministerstwo oświaty usunęło "Tutejszych" z listy lektur szkolnych. Wśród ocenzurowanych przez resort kultury obrazów, obok "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", znajdują się m.in.: kontrowersyjny "Antychryst" Larsa von Triera, zapis koncertu muzyki rockowej "Woodstock 99" czy uznany na świecie film "Miasto Boga" w reżyserii Fernando Meirellesa i Katii Lund. Na indeksie umieszczono również pokazywany na 4. Festiwalu Filmowym Era Nowe Horyzonty w Cieszynie koreański film "Kłamstwa" w reżyserii Janga Sun-Woo. Wcześniej wiele z zakazanych przez ministerstwo kultury filmów można było spokojnie nabyć w sklepach internetowych - zauważa niezależny portal Karta-97. Departament kinematografii ministerstwa tłumaczy, że nie jest w stanie śledzić tej sprzedaży, a MSW ma mnóstwo innej pracy. Cytowany przez Kartę-97 białoruski kulturoznawca Maksim Żbankou ocenił, że w obecnych warunkach, kiedy filmy są dostępne w internecie, egzekwowanie zakazu jest niemożliwe, a sam zakaz daje czasami odwrotny skutek. Żbankou przypomniał, że w krajach zachodnich nie stosuje się zakazów, lecz wprowadza ograniczenia wiekowe dla widzów. - Surowe zakazy pokazywania filmów, które moim zdaniem nie niosą żadnego społecznego niebezpieczeństwa, traktuję jako powrót do starej sowieckiej metody zarządzania kulturą, gdy urzędnicy mieli prawo decydować, co można oglądać, a czego nie. Jednak w nowych warunkach te zakazy bardziej przypominają pozorowanie działalności - uważa Żbankou.