Osoby, których ciała zlokalizowano w niedzielę, zaginęły w ubiegłą niedzielę, gdy wpadły w zasadzkę zastawioną na nie na głównej szosie w pobliżu miasta Beni. W regionie tym już wcześniej dochodziło do podobnych zbrodni. W licznych masakrach, jakie miały tam miejsce w latach 2014-16 zginęło łącznie 800 osób - pisze w komentarzu Reuters. W Demokratycznej Republice Konga podobne zbrodnie nie należą do rzadkości. W ubiegłym roku sceną krwawych zamieszek stała się prowincja Kasai, gdzie w sierpniu rozgorzały walki, gdy wojska rządowe zabiły przywódcę bojówek Kamuina Nsapu, który odgrażał się, że wypędzi z Kasai wszystkich urzędników, sędziów, poborców podatkowych i policjantów przysłanych przez rząd z Kinszasy. W grudniu w stolicy kraju Kinszasie wybuchły zamieszki, w których zginęło około 50 ludzi, a kongijska opozycja zjednoczyła się w sojuszu Zgromadzenie. Przed politycznym kryzysem i wojną domową (ostatnia, z przełomu wieków, pochłonęła życie prawie 5 mln ludzi i wzięło w niej udział kilka sąsiednich państw) ocaliła Kongo mediacja miejscowych biskupów, którzy w noc sylwestrową wynegocjowali porozumienie pokojowe między prezydentem DRK Josephem Kabilą a opozycją. W czerwcu wysoki komisarz ONZ informował o wstrząsających zbrodniach w DRK, które wymagają międzynarodowego śledztwa. Z kolei czerwcowy raport Kościoła katolickiego poinformował o 3383 ofiarach konfliktu od października. Rząd w Kinszasie odrzucał w przeszłości oskarżenia o stosowanie nadmiernej przemocy i sprzeciwiał się międzynarodowemu śledztwu, twierdząc, że naruszałoby one suwerenność kraju.