W nocnej akcji ratunkowej uczestniczyła dziennikarka "Sky News" Adele Robinson razem z przedstawicielem organizacji Hope for Justice, pochodzącym z Polski Piotrem. Wcześniej kobieta przez niemal rok obserwowała poczynania organizacji. Operacja przejęcia przymusowo pracujących ludzi jest bardzo trudna i musi być pieczołowicie przygotowana - oprawcy ofiar muszą akurat być poza domem. Należy również zrobić rekonesans, by określić, jak niebezpieczna jest okolica, gdzie przetrzymywane są ofiary niewolniczej pracy. Wszystko to sprawia, że praca członków organizacji jest niebezpieczna. Utracona wiara Co więcej, ofiary handlu ludźmi zazwyczaj nie chcą angażować policji. "Kompletnie stracili wiarę we władzę, a właściwie we wszystkich" - opowiadał Piotr. Dlatego też, działania Hope for Justice stanowią bardzo często jedyne wyjście z opresji. Prowadzone przez reporterkę śledztwo wykazało, że nawet setki Polaków mogą corocznie padać ofiarami niewolnictwa. Kolejne tysiące polskich obywateli są zagrożone tym dramatycznym zjawiskiem. To kilkukrotnie większe liczby, niż podają statystyki. Najczęściej ofiarami niewolniczej pracy padają ludzie, którzy przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii bez podstawowej znajomości języka angielskiego. W materiale wyemitowanym przez "Sky News", poznajemy losy polskiej rodziny - Agnieszki i Rafała. Małżeństwo pochodzi z Polski, wspólnie wychowują dwoje dzieci - Oliwię i Brajana. Ich miejsce zamieszkania jest ciemne i nieprzyjemne, wszędzie porozrzucane są śmieci. W mieszkaniu przetrzymywał ich oprawca, który wcześniej - jak twierdzi w rozmowie ze "Sky News" Agnieszka - zmusił rodzinę do otwarcia fałszywych kont bankowych i przejął kontrolę nad dokumentami, pensjami i dodatkiem dla dzieci. 10 funtów tygodniowo Dlaczego rodzina nie zgłosiła sprawy na policję? Rafał wyjaśnił, że obawiał się tego kroku, bo nie wiedział, jak zareaguje na to oprawca rodziny. Rafał zdawał sobie jednak sprawę z nielegalności procederu. "Nie miał prawa zamknąć moich dzieci i zabrać moich dokumentów - mówił zbulwersowany Polak. Agnieszka i Rafał musieli przeżyć za 10 funtów tygodniowo. Tyle wynosiła "pensja" wypłacana przez oprawcę. Rodzina została uwolniona i przeniesiona w inny region Wielkiej Brytanii. Wszystko po to, by uniknąć zemsty ze strony przetrzymującej ich osoby i rozpocząć nowe życie. Małżeństwo postanowiło też zgłosić sprawę na policję. Ta niestety nie posiada wystarczającego materiału, by rozpocząć dochodzenie w sprawie. Skuteczność policji i sądów w rozwiązywaniu tego typu spraw nie jest najwyższa - mniej niż 2 proc. zgłaszanych przypadków kończy się wyrokiem skazującym. Gary Booth, dyrektor programowy organizacji Hope for Justice nazwał proceder "ludzkim łańcuchem niewolnictwa". Jak twierdzi dyrektor, rodzina przyznała, że ich życie przez ostatnich kilka miesięcy było bezwartościowe.