"W chwili odejścia Fidela Castro wyciągamy rękę przyjaźni do Kubańczyków. Wiemy, że ta chwila wypełnia Kubańczyków - na Kubie i w USA - potężnymi emocjami" - napisał w sobotę Obama w oświadczeniu. Podkreślił, że "Castro na niezliczone sposoby zmienił przebieg życia poszczególnych osób, rodzin i kubańskiego narodu". "Historia odnotuje i oceni ogromny wpływ tej szczególnej postaci na ludzi i świat wokół niego" - dodał. Obama przypomniał, że od sześciu dekad relacje między obydwoma krajami były naznaczone ogromnymi politycznymi sporami, ale za jego prezydentury doszło do ponownego wznowienia stosunków amerykańsko-kubańskich. "Podczas mojej prezydentury pracowaliśmy ciężko, by zostawić przeszłość za sobą, i by przyszłe relacje między naszymi narodami były zdefiniowane nie przez różnice, ale rzeczy, które łączą sąsiadów i przyjaciół: więzi rodzinne, kulturowe, handlowe i ludzkie" - napisał prezydent Obama. Przekazał kondolencje rodzinie Fidela Castro i zapewnił Kubańczyków o modlitwach i przyjaźni. "Kubańczycy muszą wiedzieć, że mają przyjaciela i partnera w Stanach Zjednoczonych"- oświadczył Barack Obama. "Stany Zjednoczone tracą ostatniego wroga z czasów zimnej wojny" Tymczasem informując o śmierci Fidela Castro, światowe agencje wybijają, że był on "wybitną osobistością drugiej połowy XX wieku". Agencje relacjonują zarówno słowa uznania dla dokonań Castro, jak i radość, jaką jego śmierć wywołała wśród Kubańczyków na Florydzie w USA. Agencja Associated Press zaczyna depeszę o reakcjach na śmierć kubańskiego przywódcy od wybuchu radości wśród kubańskich imigrantów na Florydzie. "Okrzyki radości słychać było w Little Havana w Miami. Tysiące ludzi uderzało w garnki, powiewało kubańskimi flagami i cieszyło się, świętując. 'Kuba tak!', 'Castro nie!' - krzyczeli, podczas gdy inni wznosili okrzyki: 'Cuba libre!'" - donosi AP. Potem agencja obszernie relacjonuje kondolencje oraz wyrazy żalu i smutki ze strony polityków ze świata. "Niektórzy składają hołd osobistości historycznej XX wieku, inni nie zapominają o rozczarowaniach, jakie Castro przyniósł" - pisze agencja AFP. Jej zdaniem, wraz ze śmiercią Castro, "Stany Zjednoczone tracą ostatniego wroga z czasów zimnej wojny". "Castro, wybitna osobowość drugiej połowy XX wieku, trwał przy swojej ideologii po upadku komunizmu radzieckiego i pozostał szeroko szanowany w tych częściach świata, które walczyły przeciwko rządom kolonialnym" - pisze Reuters. "Nie żyje tyran" Agencja dodaje, że Castro to "rewolucyjny przywódca, który zbudował komunistyczny kraj u progu USA i przez pięć dekad stawiał czoła amerykańskim wysiłkom obalenia go". Rządził krajem dzięki połączeniu "charyzmy z żelazną wolą", tworząc państwo oparte na władzy jednej partii i stając się jedną z głównych osobistości zimnej wojny - pisze. "Przez USA i ich sojuszników był przedstawiany jako diabeł, ale wielu lewicowców na świecie go podziwiało, zwłaszcza socjalistyczni rewolucjoniści w Ameryce Łacińskiej i Afryce" - przypomina Reuters. Dodaje, że Castro wykorzenił na swojej wyspie kapitalizm i zyskał szerokie poparcie, otwierając szkoły i szpitale dla najbiedniejszych. "Ale także stworzył zastępy wrogów i krytyków", którzy przed nim uciekli i uważali go za bezwzględnego tyrana - podkreśla Reuters. Ich skupiskiem stało się przede wszystkim Miami na Florydzie. "Nie żyje tyran i w ostatnim bastionie komunizmu na zachodniej półkuli może nastać nowy początek" - oświadczyła z radością reprezentująca kubańską mniejszość kongresmenka Ileana Ros-Lehtinen z Partii Republikańskiej, cytowana przez Reutersa. Reuters przypomina wątpliwości, czy Fidel Castro popierał reformy, w tym zbliżenie Kuby z USA, wprowadzone przez jego brata Raula, któremu oddał władzę w 2008 roku. Fidel Castro nie spotkał się z prezydentem USA Barackiem Obamą, który odwiedził Kubę w marcu br., jako pierwszy amerykański szef państwa od 1928 roku.