Podczas konferencji prasowej przedstawiciel armii Bangladeszu poinformował, że operacja przeciwko napastnikom trwała 12 godzin. W sumie zginęło 20 zakładników i sześciu terrorystów. Wszyscy zabici zakładnicy byli obcokrajowcami - poinformował rzecznik armii pułkownik Raszidul Hasan. Podkreślił jednak, że na razie nie może potwierdzić narodowości ofiar. Tymczasem agencja Reutera powołując się na źródła we włoskim ministerstwie spraw zagranicznych podała w sobotę, że wśród zabitych są obywatele Włoch. Media z tego kraju informowały wcześniej, że w momencie ataku napastników na restaurację przebywało w niej siedmiu włoskich obywateli; część z nich pracowała w Bangladeszu. W lokalu przebywało też ośmiu obywateli Japonii - podały natomiast władze w Tokio. Atak na restaurację potępiła premier Bangladeszu Szejch Hasina Wazed. "Dzięki połączonym wysiłkom naszych sił, terroryści nie mogli uciec. (...) Każdy kto wyznaje jakąś religię nie może tak działać. Oni nie wierzą w nic, ich jedyną religią jest terroryzm" - powiedziała szefowa rządu w wystąpieniu transmitowanym przez telewizję. Podkreśliła także, że służbom udało się zatrzymać jednego z napastników. Co się stało? W piątek około 21:20 lokalnego czasu uzbrojeni napastnicy wtargnęli do restauracji w Holey Artisan Bakery w popularnej wśród dyplomatów dzielnicy Gulshan w mieście Dhaka, stolicy Bangladeszu. Lokal był pełen gości. Według właściciela lokalu Sumona Rezy, który zdołał uciec, do środka weszli mężczyźni uzbrojeni w broń ręczną, granaty i ładunki wybuchowe. Otworzyli ogień krzycząc "Allahu Akbar" (arab. "Bóg jest wielki"). W szturmie na restaurację uczestniczyło ponad 100 komandosów wspieranych przez pojazdy opancerzone. Napastnicy mieli przetrzymywać ok. 35 zakładników, w tym 20 cudzoziemców; wcześniej udało się uwolnić 12 osób. Policja podała, że w operacji zginęło dwóch funkcjonariuszy. Podczas wymiany ognia z napastnikami rany odniosło 26 osób, z czego 10 jest w stanie krytycznym - podały źródła medyczne. Wśród poszkodowanych ma być tylko jeden cywil. Według agencji Associated Press podczas szturmu z wnętrza restauracji dały się słyszeć dwie silne eksplozje. Kim są zakładnicy? Wszyscy zabici zakładnicy byli obcokrajowcami - poinformował natomiast rzecznik armii pułkownik Raszidul Hasan. Podkreślił jednak, że na razie nie może potwierdzić narodowości ofiar. Dodał jednak, że większość z nich została zamordowana "ostrą bronią". Premier Włoch Matteo Renzi poinformował w sobotę, że wśród ofiar ataku terrorystów są obywatele jego kraju. Nie podał o jaką liczbę chodzi. Potępił atak nazywając go "szaleństwem". "Stając naprzeciw tragedii radykalnego islamu Włochy pozostają zjednoczone i nie cofną się w obliczu szaleństwa tych, którzy chcą zniszczyć to, czym żyjemy na co dzień" - mówił Renzi podczas konferencji prasowej w Rzymie. Media z Włoch informowały wcześniej, że w chwili ataku na restaurację przebywało w niej od siedmiu do dziesięciu włoskich obywateli; część z nich pracowała w Bangladeszu. W lokalu było też ośmiu obywateli Japonii - podały władze w Tokio. Wszyscy byli doradcami japońskiej organizacji pomocowej. Jeden z nich został uratowany, los pozostałych pozostaje nieznany. Kto za tym stoi? Wcześniej Państwo Islamskie (IS), które przyznało się do ataku, umieściło w sieci zdjęcia cudzoziemców, którzy mieli ponieść śmierć podczas ataku na restaurację. Według IS miały zginać 24 osoby, ale policja zaprzecza temu. Zamachy w 160-milionowym Bangladeszu, kraju głównie muzułmańskim, rozpoczęły się w 2013 roku i nasiliły w dwa lata później. Ich ofiarami padają chrześcijanie, buddyści, hinduiści oraz członkowie muzułmańskich sekt niezwiązanych z sunnizmem, wolnomyśliciele, działacze na rzecz praw homoseksualistów, obywatele obcych państw oraz blogerzy krytykujący islamski fundamentalizm. Pogarszająca się sytuacja w dziedzinie bezpieczeństwa powoduje, że z Bangladeszu wycofują się zagraniczni inwestorzy, w tym zwłaszcza zachodni producenci odzieży, którzy mają w tym kraju wiele zakładów produkcyjnych.