Wybuch nastąpił w czwartek, na krótko przed świtem, w pobliżu Pomnika Demokracji, w centrum Bangkoku, gdzie znajduje się obóz demonstrantów. Zdaniem policji był to celowy zamach. Obecna faza antyrządowych wystąpień trwa na ulicach Bangkoku od listopada ub. r. Demonstranci domagają się ustąpienia rządu. W starciach i potyczkach z policją zginęło dotychczas 27 osób a ponad 800 zostało rannych. Kryzys pogłębił się w ub. tygodniu kiedy Trybunał Konstytucyjny usunął ze stanowiska oskarżaną o nepotyzm premier Yingluck Shinawatrę oraz 9 ministrów. Nie zadowoliło to jednak demonstrantów, którzy wskazują, że została ona po prostu zastąpiona przez tymczasowego premiera z rządzącej Partii dla Tajów (PdT). Domagają się oni interwencji Senatu i sądów w celu wyznaczenia "neutralnego premiera". Rząd odrzuca te żądania twierdząc, że stanowią one zagrożenie dla demokracji w kraju i byłyby równoznaczne z "sądowym zamachem stanu". Kryzys polityczny w Tajlandii rozpoczął się w 2006 r. kiedy brat Yingluck, Thaksin Shinawatra, oskarżany o korupcję, nadużycia władzy i brak szacunku dla króla Bhumibola Adulyadeja, został odsunięty od władzy przez armię. Thaksin, który dorobił się fortuny w branży telekomunikacyjnej, pozostaje jednak bardzo popularny wśród biedoty, zwłaszcza na północy i północnym wschodzie kraju. Kontrolowane przez niego ugrupowania wygrywały wszystkie wybory od roku 2001. Armia, jak dotychczas, powstrzymuje się od interwencji w celu przezwyciężenia kryzysu utrzymując, że muszą tego dokonać politycy. Jednak przedłużające się zamieszki uliczne coraz bardziej zwiększają - zdaniem obserwatorów - prawdopodobieństwo takiej interwencji.