Po wybuchu samochodu-pułpaki żołnierze USA otworzyli ogień, nie wiadomo jednak do kogo konkretnie strzelali. - Na ulicy bawiło się dwoje chłopców. Żołnierze zaczęli strzelać w ich kierunku, w kierunku zaparkowanych samochodów i w ogóle w kierunku wszystkiego - relacjonuje Mohammad Agha, krewny jednego z rannych. W zajściu zginęło przynajmniej 16 cywilów, z czego przynajmniej połowa od kul Amerykanów. Wśród ofiar są dzieci. Wojsko winą za całe zajście oskarża Talibów i odmawia wyjaśnień dotyczących okoliczności śmierci cywilów. Tymczasem na miejscu strzelaniny zebrała się grupa protestujących, którzy zaczęli wznosić antyamerykańskie okrzyki. - Już 100 osób zostało rannych, a prawie 50 zginęło. Aż pięciu z mojej rodziny - wylicza Sher Gul, jeden z demonstrantów. - Część zabiły kule Amerykanów i jeszcze nikt za to nie odpowiedział - podkreśla. W Afganistanie stacjonuje obecnie ponad 45 tysięcy żołnierzy-cudzoziemców. Mają za zadanie zlikwidowanie odradzających się organizacji Talibów, którzy na wiosnę zapowiedzieli nasilenie ataków.