Przed zabójstwem bandyci wykorzystali seksualnie chłopca. Przyznali się do tej zbrodni, nie potrafią jednak wskazać miejsca, w którym zostawili ciało. Po raz ostatni Mateusz był widziany 6 lutego. Chłopiec wyszedł z domu, by z kolegami zjeżdżać na sankach. Tego dnia wieczorem rodzice powiadomili policję. Poza rodzicami, policjantami i sąsiadami, chłopca poszukiwali strażacy, strażnicy miejscy i ratownicy z psami, którzy sprawdzili m.in. dworce i szpitale. Komunikaty o zaginięciu chłopca podały media. - Podejrzani zostali zatrzymani w lutym tego roku do innej sprawy prowadzonej przez rybnickich policjantów. Łukasza N. zatrzymano 17 lutego, a Tomasza Z. - 21 lutego. Obaj byli tymczasowo aresztowani - powiedział Jacek Pytel z zespołu prasowego śląskiej policji. Nie chciał powiedzieć w związku z jaką sprawą obaj mężczyźni zostali już wcześniej zatrzymani. Według nieoficjalnych informacji, prawdopodobnie chodzi o gwałt na 12-letniej dziewczynce. Ustalenie, że mogą oni stać za zabójstwem Mateusza było możliwe dzięki pracy policji i prokuratury rybnickiej. - Mężczyznom przedstawiono zarzuty zabójstwa i zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem. W swoich wyjaśnieniach sprawcy przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów - powiedziała prokurator Katarzyna Wojtas z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która prowadzi śledztwo. Mężczyźni przyznali się, że 6 lutego zaczepili chłopca, pobili i pozostawili w nieznanym miejscu na mrozie. Jak mówili, byli wtedy tak pijani, że nie mogą wskazać miejsca, w którym zostawili ciało. Według katowickiego dodatku do "Gazety Wyborczej", która w piątek napisała o zatrzymaniu zabójców, Łukasz N., podejrzany wcześniej o gwałt na 12-latce, w czasie długiego przesłuchania przyznał się także do gwałtu na Mateuszu. Powiedział, że zrobił to ze wspólnikiem Tomaszem Z. Bandyci mieli skatować Mateusza do nieprzytomności, bo ten zagroził, że opowie wszystko mamie. Prokurator postawił obu oprawcom zarzut zabójstwa. Zostali tymczasowo aresztowani. Posłuchaj relacji reportera RMF: