Nabór bezrobotnych do pracy w Hiszpanii organizowały Wojewódzkie Urzędy Pracy - w tym katowicki. Do urzędników dotarły sygnały o złym traktowaniu Polaków. Tyle, że były one nieoficjalne, od rodzin. Oficjalnej skargi na liście nie ma. - Musimy wiedzieć na co te osoby się skarżą i jakie warunki tej umowy nie zostały dotrzymane. Takie pismo musi złożyć osoba, która tam pojechała pracować - tłumaczyła reporterowi RMF urzędniczka urzędu pracy. Za całość umowy odpowiada hiszpański odpowiednik polskiego Ministerstwa Gospodarki i Pracy - ustalił Tomasz Maszczyk, reporter RMF. Urzędnik z polskiego resortu powiedział, że sygnał o złych warunkach w Hiszpanii był anonimowy, a na tej podstawie trudno złożyć protest hiszpańskiej stronie. Hiszpańska korespondentka <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radia</a> od kilku dni próbuje się dodzwonić do zatrudnionych pod Albacete Polaków. Niestety bez rezultatu. Jeśli potwierdziliby oni, że sami opłacają sobie mieszkania, że żyją w skrajnie złych warunkach, to naruszałoby to zasady polsko-hiszpańskiej umowy. Tymczasem ambasada Polski w Madrycie zna nieco inną wersję wydarzeń. W oficjalnym dokumencie, przesłanym ambasadzie, pośredniczący w zatrudnianiu Polaków związek zawodowy rolników skarży się, że polscy pracownicy piją. Korespondentka Ewa Wysocka dotarła do dokumentu, w którym zostały podane nazwiska, opisane konkretne sytuacje, które kończyły się interwencją policji i szpitalem. Hiszpańscy policjantami i lekarze potwierdzili, że do takich incydentów doszło. I właśnie z tego powodu kilka osób miało zostać zwolnionych. Ambasada udzieliła pomocy dziewięciu z zatrudnionych. To dowody na pojedyncze przypadki, a zatrudnionych zostało przecież 3 tysiące Polaków. W tym roku złożono już 10 skarg, które skończyły się rozwiązaniem umów z właścicielami hiszpańskich winnic.