W pierwszym przypadku kilka spółek należących do podejrzanych kupowało komponenty do wyrobu paliw, a następnie produkowali benzynę i olej napędowy. Na jednej tonie takich paliw zarabiali ponad tysiąc złotych, nie płacąc akcyzy. Właściciele spółek to m.in. byli policjanci. Ich zadaniem był fikcyjny obrót dokumentami i utrudnianie ustalenia, która firma robiła zakupy i handlowała. Jak twierdzi prokuratura, dokumenty mogące świadczyć o współpracy podejrzanych ze stacjami paliw zaginęły w wyniku sfingowanych kradzieży. Mimo to sześciu podejrzanym grozi do ośmiu lat więzienia.