Zwęglone ciało dziewczyny odnaleziono w niedzielę w jej berlińskim mieszkaniu. Tragedia poruszyła stolicę Niemiec. Piszą o niej wszystkie stołeczne dzienniki. - Policja jeszcze nie wie co dokładnie stało się w niedzielę, ale wszystko wskazuje na morderstwo. Dziewczyna najprawdopodobniej dostała czymś w głowę, a potem sprawca podpalił jej mieszkanie dla zatarcia swoich śladów - mówi Gazeciecodziennej.pl Jan Schuetz, berliński dziennikarz "Bilda". Było po godz. 17.00 w niedzielę, gdy lokatorzy kamienicy przy Pistoriusstrasse 29 w dzielnicy Weissensee w Berlinie powiadomili straż pożarną, że z jednego z mieszkań na drugim piętrze wydobywa się dym. Wozy natychmiast były na miejscu. Po ugaszeniu ognia strażacy znaleźli w mieszkaniu nadpalone zwłoki kobiety. Jak ustalili policjanci, którzy przeprowadzili obdukcję, kobieta najprawdopodobniej została czymś uderzona w głowę. Gdy leżała nieprzytomna, sprawca podpalił mieszkanie i uciekł. Z dokumentów znalezionych przy zwłokach wynika, że ofiarą jest Karina Jurczek, 20-letnia studentka z Cieszyna, która od kilku miesięcy mieszkała w Berlinie. Karina wraz z o dwa lata młodszym bratem Michałem wychowywała się przy ul. Łowieckiej, gdzie rodzice Anita i Piotr Jurczek prowadzą znaną w Cieszynie prywatną przychodnię urazowo-ortopedyczną. - Znałem ją od małej. To była wspaniała dziewczyna. I mądra, i ładna, zawsze uśmiechnięta - wspomina 76-letni sąsiad z naprzeciwka, Kazimierz Kawka. Od poniedziałku na Łowickiej, kiedy do rodziców Kariny zadzwoniła berlińska policja z tragiczną informacją, nie mówi się o niczym innym. - Szok! Po prostu szok! - kiwa głową Józef Wnęk, który dzieli płot z przychodnią. - Gdy zadzwoniłem do Piotra z kondolencjami, nie mógł mówić. Karina była oczkiem w głowie taty - dodaje. Karina chodziła do Szkoły Podstawowej nr 4 w Cieszynie, a następnie Gimnazjum nr 3. Po skończeniu "Rolibudy" podjęła studia na wydziale Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego, które po roku przerwała. Chciała kontynuować naukę w Berlinie. Pilnie uczyła się niemieckiego. W zeszłym roku na jesieni wyjechała do stolicy Niemiec i zapisała się na kurs językowy. Właśnie go skończyła i niedługo miała podjąć studia na Uniwersytecie Humboldta. - Była taką pilną uczennicą...Uwielbiała uczyć się, pływać i jeździć na nartach. W Berlinie z takim zapałem uczyła się niemieckiego... babcia Kariny, Hildegarda Jurczek-Wyrobek, nadal nie może uwierzyć w to, co się stało. Na co dzień mieszka w Niemczech. W niedzielę przyjechała do Cieszyna, aby w gronie rodziny świętować urodziny swoje i wnuka.W poniedziałek plany pokrzyżowały tragiczne wieści. - Zamiast się cieszyć, płaczemy - przeciera oczy. Mieszkańcy Łowieckiej zastanawiają się czy kiedykolwiek uda się rozwikłać zagadkę tragicznej śmierci Kariny. - Nie wiem co tam się mogło stać... Karina mieszkała sama. Znała tylko ludzi z kursu niemieckiego, nie miała chłopaka - opowiada Gazeciecodziennej.pl babcia. Wnuczki nie widziała od października. I już nie zobaczy. Autor: WOJCIECH TRZCIONKA