Heinrich miał sześć lat, kiedy jego uporządkowane życie zmieniło się w jednej chwili. Niedawno właśnie poszedł do szkoły, gdzie radził sobie dobrze. Wojna dopiero co się skończyła. Dniem, który zmienił wszystko, był dzień przyjazdu wysłanników z Czerwonego Krzyża.- Pewnego dnia pod nasze gospodarstwo niespodziewanie podjechał samochód z czerwonym krzyżem. Wysiadła z niego Amerykanka. Niedługo Fini i jej kuzynka zaczęły mnie pakować, a ja pamiętam, że na drogę dostałem sweterek z wyhaftowanym jelonkiem. Zapamiętałem go dokładnie, bo potem mi zginął - wspomina pan Henryk. Ich przyjazd był dla chłopca niespodziewany. Podobnie jak pospieszne pakowanie. Po latach pan Henryk jednak przyznaje, że pewne wydarzenia z dzieciństwa świadczyły, iż coś z jego pochodzeniem nie jest w porządku. - Pamiętam, że moja niemiecka matka wysyłała paczki do ojca. Polskiego ojca. Grube pęta kiełbasy - pamiętam ten obrazek. Pewnego razu paczka wróciła do domu. Oznaczało to, że adresat zmarł. Wyobraziłem sobie, że wrzucili ojca do wielkiej dziury i zasypali. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że mam ojca i do dzisiaj jestem pewny, że tak to odebrałem. Ale wówczas nie pomyślałem, że ma to związek z Polską. Heinrich nie wiedział, dokąd jedzie, ale miał świadomość, że jest to podróż w jedną stronę. *** To tylko część historii pana Henryka Kowalczyka. Już 21-22 listopada w Krakowie pan Kowalczyk będzie gościem międzynarodowej konferencji naukowej "Rabunek i germanizacja polskich dzieci w czasie II wojny światowej". O procederze uprowadzania dzieci "rasowo wartościowych" rozmawiać będą świadkowie historii, polscy i niemieccy historycy, badacze, archiwiści i dziennikarze. Oprócz pana Kowalczyka jako świadkowie historii ("zrabowane dzieci") głos zabiorą Barbara Paciorkiewicz, Hermann Lüdeking, Józef Sowa i Janusz Bukorzycki. Zapraszamy do udziału w konferencji. Poniżej publikujemy szczegółowy program konferencji: