W piątek prezydent Duda przyjął dymisję rządu Beaty Szydło i desygnował na premiera dotychczasowego wicepremiera, ministra finansów i rozwoju Mateusza Morawieckiego. Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że Szydło ma zostać wicepremierem, a reszta zmian w rządzie ma nastąpić w styczniu. Morawiecki na uwagę dziennikarza prowadzącego wieczorną rozmowę w Telewizji Trwam, że ma 14 dni na powołanie rządu, wygłoszenie expose i uzyskanie wotum zaufania w parlamencie, przyszły premier oświadczył, że chciałby, żeby to się odbyło "szybciej". "Żeby już na początku przyszłego tygodnia można było powołać Radę Ministrów praktycznie w bardzo podobnym, czy niemalże identycznym składzie, ponieważ na dobrą sprawę ja bardzo wysoko oceniam pracę ministrów i wszystkich moich kolegów i koleżanek z rządu" - zaznaczył Morawiecki. "Jeżeli będą potrzebne jakieś zmiany, to myślę, że nie trzeba ich robić pochopnie, tylko warto zastanowić się nad tym, razem oczywiście z kierownictwem politycznym, które zagwarantowało, że dzisiaj możemy sprawować nasze rządy" - dodał Morawiecki. "Jeżeli będzie uzgodnienie z panem marszałkiem (Sejmu Markiem Kuchcińskim - PAP), z panem prezydentem, z kierownictwem politycznym, to rzeczywiście chciałbym, żeby we wtorek wygłoszone zostało moje wystąpienie, moje expose, i wtedy mogłoby się odbyć głosowanie nad wotum zaufania dla Rady Ministrów w nowym kształcie" - zaznaczył. Eliminacja barier międzyresortowych Przyszły premier dopytywany przez prowadzącego, jaka będzie rekonstrukcja rządu - personalna czy strukturalna - odpowiedział: "pewne zmiany strukturalne, takie jak wcześniej, przede mną proponowała premier (Szydło), to z jej rad bardzo chętnie korzystam". "Pani premier ma ogromne doświadczenie i spojrzenie na to, co się dzieje wewnątrz rządu, na eliminowanie tych barier międzyresortowych, które często są zmorą funkcjonowania administracji publicznej" - dodał. Zapowiedział jednocześnie, że będzie starał się robić wszystko, by tych barier było jak najmniej i "tak ukształtować współpracę między poszczególnymi resortami, aby była ona jak najbardziej efektywna dla dobra Rzeczypospolitej, dla zapewnienia, że cele społeczne, które realizujemy, cele gospodarcze, będą szły co najmniej tak dobrze, jak do tej pory". W kontekście przyszłego rządu Morawiecki był też pytany, jakie będą jego cele, czy będzie kładł nacisk na rozwój gospodarczy i naszą pozycję na forum międzynarodowym. "To jest bardzo ważne. Tak jak w wojsku często dokonuje się takiego przegrupowania sił w różnych sytuacjach, tak teraz kierownictwo polityczne (PiS) właśnie takiego przegrupowania dokonuje. Rzeczywiście chcemy, przykładając ogromną wagę do spraw społecznych, angażując nasze środki, nasze siły w tematykę związaną z ludźmi, rodzinami, chcemy jednocześnie jeszcze więcej popracować na arenie międzynarodowej. Nad odklejaniem tych różnych bardzo krzywdzących i niesprawiedliwych łatek, które niektórzy próbują nam przyklejać" - odpowiedział. "I oczywiście nad sprawami gospodarczymi" - dodał Morawiecki. "Minister Ziobro jest osobą z misją" W drugiej części programu, jeden z widzów zapytał Morawieckiego, czy jako premier będzie kontynuował współpracę z osobami związanymi ze środowiskiem Radia Maryja, czyli ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą, jego zastępcą Patrykiem Jakim i szefową Kancelarii Premiera Beatą Kempą. "Jak najbardziej tak" - odparł przyszły premier. Jak ocenił, "pan minister Ziobro jest osobą, która jest osobą z misją, (która) z pasją walczy o to, żeby jak najmniej było przestępstw, o nowy kształt kodeksów karnych". "Mamy potwierdzoną chęć bardzo głębokiej, bardzo dobrej współpracy dla dobra Polski" - oświadczył. W trakcie wywiadu Morawiecki był też pytany, "czy jest nadzieja, że opozycja zostanie wciągnięta w nurt konstruktywnych działań". Morawiecki powiedział, że "ma taką nadzieję", ale - jak zastrzegł - jak widzi zachowanie opozycji w Sejmie, to widzi głównie "upadek obyczajów sejmowych". Poinformował, że prawa opozycji były jednym z tematów jego piątkowych rozmów "z najważniejszymi osobami w państwie". "Pan marszałek Kuchciński, pan prezes PiS Jarosław Kaczyński mieli i mam nadzieję, że cały czas mają w zamyśle pakiet demokratyczny, który dałby dodatkowe prawa opozycji. Opozycja jest bardzo ważna, po to, by patrzyła (nam) na ręce, by kontrolowała, żeby tworzyła programy. Bo jak na razie żadnego poważnego programu gospodarczo-społecznego nie stworzyła" - ocenił Morawiecki. Jak dodał, to, co mu się podobało w PiS - nim dołączył do rządu - to było to, że partia, nim jeszcze doszła do władzy, tworzyła programy polityczne i gospodarcze, które zawierały dogłębne analizy wielu fachowców. "Opozycja jest potrzebna do tego, by stworzyła jakiś kontrprogram. Potem można dyskutować, sprzeczać się, ale nie zachowywać się tak nieprzyzwoicie, jak to czasami ma miejsce. To niestety jest nierzadkie zjawisko w polskim Sejmie" - ocenił Morawiecki. Administracja publiczna powinna się odchudzić "Krok po kroku chcemy aktywizować polski kapitał. Małe i średnie polskie firmy to jest nasze oczko w głowie. Dzięki temu, że one będą rosły, więcej pieniędzy będą mogły przekazywać w formie wynagrodzeń, wypłat. Będą rosły pensje pracowników, a dzięki temu gospodarka także będzie rosła" - powiedział Morawiecki. Jeżeli chodzi o inwestorów z zewnątrz, to pierwszy raz w historii Rzeczpospolitej czekamy na takie firmy, co przywożą swoje technologie i tworzą miejsca pracy bez prywatyzowania, bez wyprzedaży polskiego majątku" - podkreślił. Dodał, że te inwestycje w fachowym języku nazywa się "greenfield", czyli na zielonym polu. Morawiecki powiedział też, że "w tym roku odnieśliśmy taki sukces, że nasi partnerzy w Unii Europejskiej przecierają oczy ze zdumienia. "Stworzyliśmy 223 tys. miejsc pracy w przemyśle, podczas gdy w całej UE było to 350 tys.". Dodał, że 2/3 wszystkich miejsc pracy w przemyśle w EU powstało w Polsce. "Jesteśmy wielkim narodem; nie pozwolimy na szantaż ze strony UE" W rozmowie z Telewizją Trwam nowy premier odniósł się do kwestii migracyjnych, m.in. w kontekście czwartkowej decyzji Komisji Europejskiej o skierowaniu do Trybunału Sprawiedliwości UE sprawy przeciwko Polsce, Węgrom i Czechom w związku z niewykonaniem przez te kraje decyzji o relokacji uchodźców z września 2015 r. To kolejny etap prowadzonej w tej sprawie wobec władz w Warszawie, Pradze i Budapeszcie unijnej procedury o naruszenia prawa unijnego. Morawiecki podkreślił, że Polska jest zdania, iż decyzja o tym, czy przyjmuje uchodźców, to jest jej własna prerogatywa. Dopytywany o groźby UE dotyczące ewentualnego odebrania funduszy strukturalnych za nieprzyjmowanie uchodźców, ocenił, że są "bardzo nieładne". Dodał, że Polska przyjęła bardzo wielu uchodźców z Ukrainy, gdzie toczy się wojna. "KE tak jakby tego nie zauważała, tak jakby nie widzi, że na wschodzie Ukrainy jest wojna, giną tam tysiące ludzi" - mówił Morawiecki. Tymczasem - jak ocenił - Polska pomaga, "poprzez przyjmowanie ukraińskich uchodźców, rozładować napięcia na wschodniej flance UE". "To jest niestety pomijane, będziemy na pewno starali się tłumaczyć naszym partnerom, że ten aspekt nie powinien być niebrany pod uwagę" - zapowiedział Morawiecki. "Polska jest bardzo dumnym, ważnym, wielkim - a będzie jeszcze większym - narodem, dzięki naszej polityce 500 plus i innym działaniom prodemograficznym - i nie pozwolimy sobie na tego typu szantaż. Nie dopuszczamy w ogóle takich myśli" - podkreślił Morawiecki. Relacje polsko-ukraińskie Polityk był też pytany o relacje polsko-ukraińskie w kontekście zaszłości historycznych między tymi krajami, w tym szczególnie ludobójstwa na Wołyniu. Podkreślił, że jego matka pochodzi z Stanisławowa i opowiadała mu o tym, co wydarzyło się na tych terenach, także o ludobójstwie. "My od prawdy historycznej na pewno nie odstąpimy; uważam, że relacje na przyszłość z Ukrainą można budować tylko na prawdzie. Ta wielka zbrodnia, krzywda, która się wtedy zadziała nie może być relatywizowana" - oświadczył Morawiecki. Jak zaznaczył, "pomniki stawiane zbrodniarzom (przez Ukraińców) to jest na pewno gwóźdź do nieporozumienia między naszymi krajami". Stosunki między Polską i Ukrainą ochłodziły się po wstrzymaniu w kwietniu przez IPN w Kijowie polskich prac poszukiwawczych, ekshumacji i upamiętnień na terytorium Ukrainy. Strona ukraińska zareagowała tak na zniszczenie pomnika UPA na cmentarzu w Hruszowicach na Podkarpaciu i wcześniejsze dewastacje ukraińskich miejsc pamięci narodowej w Polsce. Na początku listopada szef MSZ Witold Waszczykowski zapowiedział, że polska polityka wobec Ukrainy, jeśli chodzi o kwestie prawdy historycznej, zostanie skorygowana. Oświadczył także, że będą uruchomione procedury, które sprawią, że ludzie o skrajnie antypolskim stanowisku nie wjadą do Polski. Waszczykowski uściślił, że konsekwencje poniosą osoby, które na poziomie administracyjnym nie dopuszczają do kontynuowania ekshumacji i renowacji polskich miejsc pamięci na Ukrainie. "W kwestii górnictwa jesteśmy między młotem a kowadłem " "Jesteśmy trochę tutaj między młotem a kowadłem. Polityka klimatyczna Unii Europejskiej, połączona z polityką największych państw świata - Chin, Stanów Zjednoczonych, Rosji, i jednocześnie w zestawieniu z naszym miksem energetycznym, czyli z czego my czerpiemy energię dzisiaj, powoduje, że mamy bardzo niewielkie pole manewru" - ocenił. "Idziemy wąską ścieżką, wąska Orlą Percią tatrzańską i musimy bardzo uważać, żeby nie spaść w jedną albo drugą stronę w przepaść. Bo nie możemy powiedzieć Unii Europejskiej, że nas wasza polityka klimatyczna nie obchodzi, bo jesteśmy częścią Unii Europejskiej" - powiedział. Dodał, że powoli odchodzimy od węgla - "w tempie takim, żeby gospodarka polska nie ucierpiała na tym za bardzo". "Niestety UE podkręca bardzo mocno cele emisyjne CO2 (...), zmusza nas do wykonania bardzo dużych modernizacji w naszych już istniejących elektrociepłowniach i elektrowniach, a to powoduje, że nie możemy pozwolić sobie na inne inwestycje. Tę kołderkę, która jest trochę za krótka, za każdym razem próbujemy w taki sposób ułożyć, żeby było jak najmniej szkody dla naszego górnictwa, dla energetyki, a jednocześnie jak najmniej kosztów dla całej gospodarki, w tym dla gospodarstw domowych" - dodał Morawiecki. "Dyrektywa antykadmowa uderza tylko w jedną firmę w UE - Grupę Azoty" Polityk zwrócił także uwagę na przyjętą niedawno w Unii tzw. dyrektywę antykadmową. "Ona uderza tylko w jedną firmę w UE (...), w Grupę Azoty S.A., polską firmę, bo tak się jakoś dziwnie złożyło, że jedyne złoża fosforytów na świecie, gdzie nie ma kadmu czy prawie wcale nie ma zawartości kadmu, to są złoża rosyjskie; czyli tak jakby legislacja brukselska, prawo UE, która przysłuży się świetnie Rosjanom" - mówił Morawiecki. "Bardzo mi się to nie podoba, no niestety jeszcze na razie nie mamy na tyle siły, żeby przekonać naszych partnerów, ale staramy się to zrobić, żeby jak najmniejsze straty tutaj ponieść" - dodał. Pod koniec października br. Parlament Europejski przyjął stanowisko ws. propozycji przewidującej ograniczenie metali ciężkich w nawozach, szczególnie kadmu. Chodzi o propozycje regulacji, które mają sprzyjać szerszemu wykorzystywaniu substancji pochodzących z recyklingu do produkcji nawozów. Projekt KE przewiduje ponadto wprowadzenie wartości granicznych zanieczyszczeń w celu ochrony zdrowia i środowiska. Sprawa wywołuje kontrowersje wśród polskich europosłów, którzy chcą bronić polskiego przemysłu chemicznego. Grupa Azoty to największa w Polsce firma chemiczna, powstała w wyniku konsolidacji zakładów z Tarnowa, Puław, Polic i Kędzierzyna-Koźla. Grupa jest drugim co do wielkości producentem nawozów sztucznych w Europie i liczącym się producentem związków chemicznych. Morawiecki o Nord Stream 2 W polityce zagranicznej - jak mówił Morawiecki - Polska znajduje się między Scyllą a Charybdą różnych uwarunkowań. "Rzeczywiście nasi partnerzy, nasi adwersarze, a czasami nasi po prostu przeciwnicy, żeby nie użyć jeszcze mocniejszego słowa, próbują nas wziąć w kleszcze; jesteśmy między tą Scyllą a Charybdą różnych uwarunkowań i Nord Stream 2 jest rzeczywiście takim projektem, który ma na celu uzależnić Europę Środkową jeszcze bardziej od gazu rosyjskiego" - mówił Morawiecki. Jak zauważył, już obecnie "płacimy o 20 proc. więcej za ten gaz niż Niemcy, kraj dużo bogatszy od nas", co - w jego ocenie - jest ewidentną niesprawiedliwością oraz wyrazem strategii "dziel i rządź" uprawianej w tej sprawie przez Rosję. "My chcemy się uniezależnić; my już dzisiaj jesteśmy w stanie przyjmować transporty gazu łupkowego (...) ze Stanów Zjednoczonych" - zaznaczył desygnowany na premiera. Jak dodał, to także jego wizyty w USA i prowadzone przez niego w ostatnich miesiącach rozmowy - m.in. z b. amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerrym oraz obecnym sekretarzem handlu Wilburem Rossem - doprowadziły do bardzo dużego sukcesu, jakim było podpisanie przez PGNiG dłuższego, pięcioletniego kontraktu na dostawę gazu ze Stanów Zjednoczonych.