Według wyników sondaży zwycięzcą niedzielnych wyborów prezydenckich na Ukrainie jest Petro Poroszenko, biznesmen i były minister spraw zagranicznych. Uzyskał 55,9 proc. głosów - poinformowały pracownie socjologiczne skupione w tzw. Narodowym exit-poll. Największa rywalka Poroszenki, była premier Julia Tymoszenko otrzymała 12,9 proc. głosów.- To bardzo dobra sprawa. Od chwili, w której wynik zostanie oficjalnie potwierdzony, Ukraina ma prezydenta - prawowitą władzę, która może zacząć formalne działania, także na gruncie międzynarodowym - podkreślił Malicki, odnosząc się do wyników sondaży. Perspektywa drugiej tury wyborów - zdaniem eksperta - groziłaby nowymi sporami, kłótniami i przedłużeniem stanu tymczasowego. Dałaby też szanse na prowadzenie działań, które przeszkadzają w stabilizacji kraju. - Miejmy nadzieję, że większość zdobył Poroszenko i za chwilę Ukraina będzie miała prezydenta, który może normalnie, w sposób legitymizowany, prowadzić działania w świecie na podstawie prawa międzynarodowego. Z tą chwilą kończy się jakakolwiek prawowitość władzy (obalonego prezydenta) Janukowycza, która wbrew pozorom do tej pory była - powiedział Malicki. Jednocześnie zaznaczył, że wybory zostały przeprowadzone bez jednej prowincji, zaanektowanego przez Rosję Krymu - i niemal bez drugiej, Donbasu, zajętego przez przeciwników rządu ukraińskiego i zwolenników Rosji. Malicki przyznał też, że śledząc niedzielne doniesienia z Ukrainy, zwłaszcza ze wschodu kraju - spodziewał się, że "będzie znacznie ostrzej, łącznie z zamachami, walkami. Brałem pod uwagę wersję bez porównania ostrzejszą". Mówiąc o perspektywach Ukrainy Malicki zaznaczył, że obecnie wiele zależy od tego, kiedy sytuacja na Ukraina się ustabilizuje, na ile uda się tam odbudować wojsko czy siły bezpieczeństwa. - Jedno jest pewne. Że Kreml nie zrezygnuje z destabilizowania sytuacji, bo to leży w jego interesie - podkreślił ekspert.