Łukaszenka podkreślił, że jednym z punktów zapalnych stała się obecnie bliska Białorusi Ukraina. "Nad bratnim krajem zagęściły się chmury wojny domowej i brat podniósł rękę na brata. Powinniśmy to za wszelką cenę powstrzymać" - oznajmił. "Niepokoi nas fakt, że wykorzystuje się to jako pretekst do nasilenia wojskowej aktywności NATO bezpośrednio u naszych białoruskich granic. Wymaga to szczególnej czujności i konsolidacji narodu" - podkreślił. Według białoruskiego prezydenta z powodu politycznych i geostrategicznych ambicji prowadzone są "celowe działania na rzecz zdestabilizowania politycznej sytuacji w suwerennych państwach". Łukaszenka wymienił przy tym obok Ukrainy Bliski Wschód i Afrykę Północną. Zaznaczył jednak, że białoruskie siły zbrojne są gotowe bronić kraju. "Znamy cenę pokoju i zgody i będziemy niezłomnie bronić swoich ideałów. Nasze siły zbrojne są gotowe w każdej chwili bronić suwerenności Białorusi oraz pokoju i zgody społecznej przed zamachami z zewnątrz i wewnątrz" - oświadczył. Dziękując weteranom i uczestnikom II wojny światowej za wkład w zwycięstwo i odrodzenie kraju, Łukaszenka zapewnił, że Białoruś uczyni wszystko, aby ich wielka ofiara nie była nadaremna. "Straszny pożar wojny, zniszczenia i śmierci nigdy więcej nie powinien rozgorzeć na białoruskiej ziemi" - powiedział. Ukraińscy niezależni analitycy zwracają tymczasem uwagę, że Łukaszenka, który przez długi czas dość wstrzemięźliwie wypowiadał się o wydarzeniach na Ukrainie, unikając powielania rosyjskiej propagandy, zmienił w czwartek front podczas niezapowiadanej wcześniej wizyty w Moskwie. "Wydarzenia w Odessie - powiedział w Moskwie Łukaszenka - przywodzą na myśl niedobre paralele. Pamiętamy Chatyń, gdy kilkaset wiosek na terytorium Białorusi zostało spalonych przez faszystów. Nie możemy na to spokojnie patrzeć, bo to nasi ludzie. Wołają oni o pomoc i domagają się reakcji". Zwracając się do prezydenta Rosji Władimira Putina zapewnił zaś, że Białoruś będzie stać z Rosją ramię przy ramieniu. "Nie mamy innego wyjścia jak być razem. Osobno będzie to samo, co na Ukrainie" - powiedział. Analityk Andrej Fiodarau skomentował, że te wypowiedzi pokazują, iż Łukaszenka "zmienił stanowisko i zbliżył się do Moskwy". "Szczerze mówiąc, było jasne, że wcześniej czy później będzie zmuszony zrezygnować z wcześniej zajmowanego stanowiska, bo raczej nie zadowalało ono Moskwy" - ocenił analityk.