Jeden z obozów, w którym mieszkają uchodźcy znajduje się pod Słowiańskiem. Przebywa tam na stałe około stu osób, które musiały uciekać przed wojną. "Pod domem separatyści postawili wyrzutnie Grad i zaczęli strzelać. 4-letnia Masza podeszła i mówi: tato daj parasolkę bo zaraz będzie deszcz. Słychać było grzmoty, a to był słoneczny dzień" - powiedział Polskiemu Radiu 40-letni Serhij z Makijiwki, który tego dnia zrozumiał, że musi wyjeżdżać. Wzięli ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, oszczędności i wyjechali. Olena z okolic Gorłówki podkreśla, że jej dom znajdował się niemal na linii frontu, dlatego podjęła decyzję o wyjeździe."Choć mam rodzinę w Rosji nie chciałam tam uciekać. Ukraina to moja ojczyzna, moje państwo" - podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem. Większość uchodźców zajmuje się utrzymaniem obozu, w którym mają dość przyzwoite warunki - mieszkają w ogrzewanym budynku. Część jeździ do pracy, dzieci chodzą do pobliskich szkół. Państwo im właściwie nie pomaga, nie ma specjalnej opieki lekarskiej, ani psychologicznej. Obóz istnieje tylko dzięki wolontariuszom, którzy przekazują pieniądze, ciepłe rzeczy, jedzenie i chemię gospodarczą. Zdarza się też, że ktoś oddaje swoje drugie mieszkanie, część domu, czy należący do niego hotel, ośrodek turystyczny właśnie dla przesiedleńców.