O jedności Krymu z Ukrainą mówił w czasie wiecu w Kijowie premier Arsenij Jaceniuk podkreślając, że władze nie zrezygnują z kontroli nad półwyspem: "Będziemy robić wszystko, aby rozwiązać ten konflikt tylko drogami dyplomatycznymi i politycznymi". Prorosyjskie demonstracje odbywają się na Krymie, gdzie w Symferopolu poparcie dla polityki Władimira Putina manifestowało około 8 tysięcy osób, ale też w Doniecku i w Ługańsku. W Doniecku na mityng przyszło 5 tysięcy osób. Mieli oni flagi Partii Komunistycznej i Rosji. Uczestnicy opowiadali się za referendum w sprawie statusu regionu donieckiego i federalizacji Ukrainy. Padały także hasła anty-natowskie i antyrządowe. Manifestujący wyrażali swoje poparcie dla przystąpienia Kijowa do unii celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. Żądali także uwolnienia aresztowanego na 2 miesiące lidera separatystów i samozwańczego gubernatora obwodu Pawła Gubariewa. Same władze Doniecka zdecydowanie potępiają takie działania, określając je mianem "obcych scenariuszy". O ile manifestacja w tym mieście przebiegła spokojnie, o tyle w Ługańsku prorosyjscy działacze, głównie dresiarze, zaatakowali prozachodnich. Doszło do masowej bójki. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. Do mniejszej bójki doszło w Sewastopolu na Krymie, gdzie prorosyjscy działacze zaatakowali około 200 osób, które protestowały przeciwko rosyjskiej inwazji. Antyrosyjski mityng, w którym wzięło udział kilka tysięcy osób, odbył się też w Symferopolu. Było to już kolejne tego typu zgromadzenie pod pomnikiem Szewczenki. Protestujący trzymali flagi Ukrainy i niebieskie i żółte baloniki oraz hasła: "Krym za pokojem", "Kobiety Krymu przeciwko wojnie", "Krym to Ukraina". Demonstrowano pod flagami Ukrainy, wielu z obecnych założyło stroje w barwach ukraińskich. Żądali wycofania wojsk rosyjskich z terytorium Autonomii. Podkreslali również, iż przeprowadzenie referendum w tak krótkim terminie, jest niemożliwe.