Koniec lutego w Kijowie. Grupa mężczyzn zatrzymuje czarnego mercedesa klasy S. Otwiera się prawa tylna szyba: w aucie siedzi Julia Tymoszenko. Po 2,5 roku więzienia była premier Ukrainy i wieloletnia liderka opozycji cieszy się pierwszymi godzinami wolności. - Nie zapomni pani, kto zrobił tę rewolucję? - pyta mężczyzna z odrobiną groźby w głosie. - Nie zapomnę, to dla mnie najważniejsze - odpowiada szybko Tymoszenko. Sprawia wrażenie zaskoczonej. Mężczyźni, którzy zatrzymali konwój wiozący Julię Tymoszenko i jej partyjnego przyjaciela Arsenija Jaceniuka, obecnego premiera Ukrainy, należą do aktywistów Majdanu. Zatrzymali samochód, bo nie podobał im się „władczy sposób”, w jaki jechali politycy, tłumaczy jeden z mężczyzn. Dawne zarzuty korupcji Scena ta symbolicznie oddaje mieszanie uczucia, jakie żywią dziś Ukraińcy wobec tak popularnej swego czasu polityk. Zamiar wystartowania w wyborach prezydenckich 25 maja br. ogłosiła już w swoim pierwszym po wypuszczeniu z więzienia wystąpieniu na Majdanie. Zgromadzona publiczność przyjęła ją z umiarkowanym entuzjazmem. W czwartek Tymoszenko potwierdziła swój zamiar. - Zamierzam kandydować na stanowisko prezydenta Ukrainy - powiedziała w Kijowie na spotkaniu z dziennikarzami. W sobotę, 29 marca będzie się ubiegała o poparcie swej kandydatury podczas zjazdu swojej partii Batkiwszczyny. Julia Tymoszenko jest na Ukrainie kontrowersyjną postacią. "Julia, wystarczy", dobitnie podsumowuje na swoim blogu Siergiej Leszczenko, znany dziennikarz "Ukraińskiej Prawdy". Nie Tymoszenko powinna dziś stanąć na czele Ukrainy. Nową głową państwa powinien być ktoś, na kim nie ciąży podejrzenie o korupcję, stwierdza Leszczenko nawiązując do czasu, kiedy liderka Batkiwszczyny kierowała w latach 90-tych prowadzącymi miliardowe interesy Zjednoczonymi Systemami Energetycznymi Ukrainy. - Majdan zrodził tysiące przywódców, którzy nie będą rządzili gorzej niż Tymoszenko - pisze Siergiej Leszczenko. To oni odnieśli zwycięstwo. Prawa ręka Tymoszenko Zdanie takie słychać coraz częściej. "Droga Julio Tymoszenko! Nie dla pani demonstrowaliśmy na Majdanie i nie dla pani zastępcy Ołeksadra Turczynowa", pisze na Facebooku jedna z aktywistek Majdanu. "I nie dla pani ludzie zginęli na barykadach", dodaje. 22 lutego Turczynow został przewodniczącym Rady Najwyższej Ukrainy, dzień później ukraiński parlament powierzył mu czasowo obowiązki prezydenta. Polityk Batkiwszczyny uchodzący za prawą rękę Tymoszenko awansował tym samym do czołowego polityka Ukrainy. Koniec wiodącej roli Powrót Tymoszenko do polityki niesie ze sobą potencjał konfliktu, uważa wielu obserwatorów w Kijowie. Jej zdjęcia z charakterystycznym (już byłym) warkoczem, od początku protestów widniały na Majdanie, ale żądanie zwolnienia jej z więzienia nigdy nie odgrywało tam priorytetowej roli. Tłumów nie zmobilizował ani jej kontrowersyjny proces, ani wyrok pozbawienia wolności. Demonstrowało wówczas tylko kilkaset osób. Można odnieść wrażenie, że jej losem bardziej był zainteresowany Zachód, niż jej krajanie. Wielu Ukraińców obciąża ją współwiną za porażkę Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku. Tymoszenko była wówczas jej wiodącą postacią. Nie zapomniano jej także 2009 roku, kiedy najwyraźniej chciała paktować z Janukowyczem ws. zmiany konstytucji. Nie doszło do tego, bo Janukowycz zdecydował się w końcu przeciw wprowadzeniu zmian. Tymoszenko kontra Kliczko Konfliktem pachnie też napięty od lat stosunek między Julią Tymoszenko i Witalijem Kliczką. Kiedy Kliczko kandydował w 2008 roku na stanowisko mera Kijowa, Tymoszenko odmówiła mu wsparcia i wystawiła na kandydata swego zastępcę Turczynowa. Przegrali obydwaj. Dziś także Kliczko ma prezydenckie ambicje i zapowiedział, że będzie kandydował. Kiedy Tymoszenko była w więzieniu, on angażował się na Majdanie, był na barykadach i próbował zapobiec przelewowi krwi. Teraz miałby prawo czuć się pominięty. W aktualnych sondażach przedwyborczych Tymoszenko i Kliczko plasują się na drugim miejscu. Obydwoje na głowę bije "król czekolady", miliarder Petro Poroszenko. Roman Goncharenko/ Elżbieta Stasik/ red. odp.: Małgorzata Matzke/ Redakcja Polska Deutsche Welle