Autor komentarza, szef działu zagranicznego gazety Stefan Kornelius, zwraca uwagę, że od początku kryzysu na Ukrainie w NATO rywalizują ze sobą dwie frakcje reprezentujące odmienne stanowiska w sprawie odpowiedzi jakiej należy udzielić Rosji. "Frakcja defensywna" upatruje w każdej zmianie polityki Sojuszu "potencjalną prowokację" wobec Rosji i opowiada się za polityką jak najbardziej pasywną. "Ofensywni odstraszacze" chcą natomiast zademonstrować gotowość NATO do obrony i w ramach "politycznej obrony" obiecują Ukrainie przyjęcie do NATO - czytamy w "SZ". - Obie frakcje postępują niemądrze - ocenia Kornelius. Jednak "szczególnie nierozsądnie" działa jego zdaniem frakcja zwolenników rozszerzenia NATO, argumentując, że rozszerzenie oznacza zwiększenie bezpieczeństwa. "Ukraińskie życzenie wejścia do NATO jest nie do spełnienia, a obietnica zapewnienia bezpieczeństwa byłaby bez pokrycia" - pisze komentator. Autor przypomina, że warunkiem przyjęcia nowych członków jest jednomyślność. "Kto stwarza Ukrainie widoki na członkostwo, powinien przedtem policzyć głosy. Jest ich zbyt mało" - czytamy w "SZ". Kornelius zastrzega, że sekretarz generalny NATO ma rację, gdy mówi, że każdy suwerenny kraj może starać się o przyjęcie. "Gdy Jens Stoltenberg podkreśla abstrakcyjne prawo (Ukrainy do starania się o członkostwo), w Kijowie odbierane jest to jak obietnica zbawienia" - ostrzega "SZ". "Uczciwy komunikat pod adresem ukraińskiego prezydenta i jego zwolenników w NATO powinien brzmieć: wolno wam starać się o przyjęcie, lecz nie możecie liczyć na jednomyślność" - zaznacza. "SZ" ostrzega, że ukraiński wniosek o przyjęcie wywołałby poważny konflikt polityczny w NATO. "W podejściu do Rosji dysponujemy mądrzejszą strategią - odstraszać i pomimo tego rozmawiać" - konkluduje Kornelius.