"Mam założone szwy, nie wiem ile, ale teraz czuję się dobrze" - powiedział polski dziennikarz. Jak relacjonował, został zaatakowany, gdy obserwował potyczki między milicją z oddziałów specjalnych Berkut a demonstrantami na ulicy Bankowej w Kijowie, gdzie znajduje się siedziba administracji prezydenta Ukrainy. "Milicja zaczęła rozganiać tam ludzi, którzy rzucali kamieniami. W pewnym momencie, kiedy myślałem, że poleciał gaz, zatrzymałem się i kucnąłem, żeby zakryć twarz szalikiem. Dobiegł do mnie Berkut i mimo, że pokazałem legitymację z wielkim napisem "prasa", dostałem pałą kilka razy, najmocniej w tył głowy" - opowiadał Pieniążek. "Zacząłem uciekać, cały czas byłem walony pałami, a kiedy wydostałem się z tego korytarza, dziewczyna, dziennikarka ekipy stacji telewizyjnej "Ukraina", opatrzyła mnie na szybko, a potem szukałem karetki" - wyjaśnił. Mimo pobicia Pieniążek, który pracuje dla "Krytyki Politycznej", ma zamiar zostać na Ukrainie do najbliższej środy. Jak powiedział PAP, o wydarzeniu wiedzą polskie służby dyplomatyczne. W Kijowie odbył się w niedzielę ogromny wiec poparcia dla umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, której władze nie podpisały, argumentując to obawą pogorszenia relacji handlowych z Rosją. Z Kijowa Jarosław Junko