Konflikt na Ukrainie i wokół Ukrainy w ciągu minionych miesięcy przerodził się w niesłychanie trudny do rozwikłania kryzys. Nie ma żadnych widoków na to, by istniało jakiekolwiek proste i konsekwentne jego rozwiązanie. Tak czy inaczej, w konflikcie tym nie będzie żadnego jednoznacznego zwycięzcy, a raczej sami przegrani. Porażka porozumienia zawartego przed Wielkanocą w Genewie ukazuje także, jak kruche mogą być kompromisy oparte tylko na formułkach. Moskwa prowadzi brutalną politykę interesów Aneksja Krymu przez Rosję i polityka Kremla destabilizująca sytuację wschodniej Ukrainy udowadnia, że Moskwa zupełnie nie jest zainteresowania odprężeniem sytuacji. Wbrew temu akurat teraz jakby otwierało się okienko, pozwalające żywić nadzieję na odprężenie. I to pomimo tego, że te niby-referenda w Doniecku i Ługańsku oraz kolejne sankcje UE na pierwszy rzut oka wskazują na dalszą eskalację. Plan ten ma błogosławieństwo Putina Rozwiązanie, nad którym już od dłuższego czasu za kulisami mozolnie pracuje niemiecka dyplomacja, polegałoby na "okrągłym stole", przy którym pod przewodnictwem OBWE i kierownictwem doświadczonego, niemieckiego dyplomaty Wolfganga Ischingera jak i przedstawicieli ukraińskich obradowali przedstawiciele wszystkich politycznych ugrupowań na Ukrainie. Można podejrzewać, że plan ten ma błogosławieństwo Putina. Propozycja, skierowana przez niego pod adresem separatystów, by przesunęli termin "referendum" można było jeszcze interpretować jako celową próbę odwrócenia uwagi niemającą żadnego znaczenia politycznego. Reakcja Moskwy po "referendum" jest jednak - w odróżnieniu od wyborczej farsy na Krymie - dość powściągliwa. Prośba separatystów o przyłączenie wschodu Ukrainy do Rosji, doczekała się jednak od Rosji zwodniczej reakcji. Należy zwrócić uwagę, że jak dotąd brak jest jasnego, oficjalnego stanowiska rosyjskiego prezydenta. Misja Steinmeiera Decydujące będzie więc, czy szefowi niemieckiej dyplomacji Steinmeierowi i innym mediatorom uda się przekonać ukraiński tymczasowy rząd z Jaceniukiem na czele oraz prezydenta Turczynowa, by przystali na pomysł "okrągłego stołu". Zrozumiałe, że jest cały szereg zastrzeżeń przeciwko temu. Słuszny jest argument, że Kreml jest zainteresowany takim negocjacjami tylko z tego względu, ponieważ w nieodpowiedzialny sposób, wspierając nielegalne akcje prorosyjskich separatystów, przyczynił się do wysunięcia propozycji rozmów wszystkich stron. W idei "okrągłego stołu" diabeł jednak tkwi w szczegółach. Na podstawie jakiego mandatu mieliby w ogóle zasiąść przy nim separatyści? Czy pozostaje w mocy data 25 maja dla planowanych wyborów prezydenckich? Czy tym samym nie nastąpi przypadkiem uznanie separacji Krymu? To tylko kilka z wielu pytań dotyczących "okrągłego stołu". Jak widać kijowskiemu rządowi niełatwo będzie podjąć decyzję. Negocjacje albo separacja Właściwie inne opcje też nie są zbyt nęcące. Minione tygodnie ukazały, z jaką brutalnością i determinacją Moskwa jest gotowa zabiegać o swoje interesy. Słaby sygnał przyzwolenia na plan "okrągłego stołu" ze strony Moskwy nie powinien jednak skłaniać nas do nabrania pewności, że Kreml zrezygnował z realizacji swoich celów. W relacjach z Moskwą trzeba się wystrzegać politycznej naiwności. Wręcz przeciwnie: Kreml aprobując "okrągły stół" i posługując się prorosyjskimi separatystami ma na celu zabezpieczenie sobie możliwości współdecydowania o politycznej przyszłości Ukrainy , a w razie jakichkolwiek wątpliwości forsowanie podziału tego kraju. Jeżeli idea "okrągłego stołu" pod auspicjami OBWE miałaby spalić na panewce, należy liczyć się na Ukrainie z dalszą eskalacją konfliktu i przychylnością Moskwy wobec dążeń separatystów. Politycy w Kijowie mają więc wybór między dżumą a cholerą. Ingo Mannteufel / tłum. Małgorzata Matzke red.odp.: Barbara Cöllen, Redakcja Polska Deutsche Welle