Dariusz Jaroń, Interia: Możliwe jest zatrzymanie terrorystów z Bliskiego Wschodu? Prof. Jerzy Zdanowski, Polska Akademia Nauk: Zagrożenia płynącego z Bliskiego Wschodu nie da się opanować w krótkim czasie, zwłaszcza, że w obecnej chwili ono narasta, a nie wygasa. Jesteśmy w trakcie wojny, i tak jak jedna strona stosuje drony i bomby, tak druga sięga po ślepy terror. Bomby zabijają na ślepo i kałasznikow zabija na ślepo. - Wiemy, że obecne akty terroru są związane z sytuacją w Syrii. Niewykluczone, że jest to zemsta za zabicie "dżihadi Johna", jednego z oprawców Państwa Islamskiego. Jest to więc wojna "oko za oko, ząb za ząb". Bezpośrednie źródło zagrożenia stanowi Syria. Można powiedzieć, że gdyby sytuacja polityczna w Syrii była inna, to w Paryżu nie doszłoby do masakry. Kto ponosi odpowiedzialność za rozpętanie konfliktu w Syrii? - Warto się nad tym zastanowić. Ktoś może powiedzieć, że Paryż to tylko jedno z wielu wydarzeń tego rodzaju. I będzie miał rację. Był przecież Nowy Jork, Madryt, Londyn, Berlin, Lockerby... To prawda. Ale był też Afganistan, Irak, Libia, a wcześniej Liban, Iran, Algieria i Suez. Każda sytuacja miała swoją historię i przyczyny. Również atak na World Trade Center w 2001 roku miał swoje uwarunkowania historyczne. Bez uwzględnienia historii nie zrozumiemy istoty obecnych zagrożeń i możemy jedynie leczyć objawy, a nie przyczyny choroby. - Źródłem zagrożeń dla Europy są czynniki długiego trwania, które kumulowały się przez co najmniej sto lat. Ich wygaszanie nie może nastąpić natychmiast. Głównym źródłem jest stała ingerencja Zachodu w sprawy Bliskiego Wschodu, która pociągnęła za sobą setki tysięcy ofiar, zrujnowała niektóre kraje i zrodziła urazy, których zaleczyć być może nie uda się już nigdy. W oczach mieszkańców Bliskiego Wschodu Zachód jest agresorem. Który stale wtrąca się w sprawy bliskowschodnie, żeby zabezpieczyć własne interesy... - I z tego powodu z ich punktu widzenie ciągle żyjemy w czasach kolonializmu. Zmieniły się tylko argumenty usprawiedliwiające agresję. Kiedyś Zachód mówił, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu nie potrafią sami rządzić i muszą być rządzeni. Teraz słyszymy, że Bliski Wschód nie może się sam zdemokratyzować, w związku z tym musi zostać zdemokratyzowany. Można się zastanowić, czy to normalne, że jedno państwo wprowadza do innego państwa swoje wojska, uzasadniając to względami własnego bezpieczeństwa. - To drugie państwo znajduje się przy tym tysiące kilometrów od pierwszego, a w wyniku ingerencji giną tysiące niewinnych ludzi, często przez pomyłkę. A taką pomyłkę sądy pierwszego państwa usprawiedliwiają sytuacją wyższej konieczności. Jak to się stało, że w 2003 roku koalicja państw zachodnich, także z Polską, wprowadziła bez sankcji ONZ swoje wojska do Iraku - suwerennego państwa - na podstawie sfabrykowanych danych wywiadowczych, wywołując wojnę domową, która spowodowała śmierć setek tysięcy osób, doprowadziła do milionowych przymusowych przesiedleń i zrodziła Państwo Islamskie? - Polityk współodpowiedzialny przy tym za te wydarzenia nie tylko nie poniósł żadnej odpowiedzialności, ale został mediatorem konfliktów na Bliskim Wschodzie. Jak to się stało, że przywódcy niektórych państw europejskich najpierw przymykali oczy na to, że Muammar Kaddafi wspomaga finansowo ich kampanie wyborcze, a później postanowili go usunąć, niszcząc przy okazji infrastrukturę materialną i społeczną Libii, a właściwie samo państwo. Mówiono nam wtedy, że chodzi o demokrację, ale czy nie chodziło o zatarcie śladów współpracy z dyktatorem? Nie można było przewidzieć, że Libia, stając się ziemią niczyją, przekształci się w korytarz, przez który do Europy popłynie rzeka nielegalnych imigrantów? Znany polityk, który doprowadził do chaosu w Libii, grzmi teraz na cały świat, że zniszczymy terrorystów. Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego Zachód, mając zespoły wywiadowcze i sztaby specjalistów, tak źle ocenił możliwości tzw. umiarkowanej opozycji islamskiej w Syrii i pobudził wojnę domową, z której zrodził się obecny dżihadyzm. Czy to oznacza, że za niebezpieczeństwem przed jakim stoi dziś nie tylko Paryż, ale cała Europa - łącznie z Rosją - stoją nieodpowiedzialni politycy? - Politycy podejmują w naszym imieniu decyzje, niosące w sobie ogromne zagrożenie dla nas samych, a my de facto taki stan rzeczy akceptujemy. Dopóki społeczeństwa zachodnie nie zaczną domagać się większej odpowiedzialności od swoich przywódców za ich decyzje, dopóty zagrożenia będą narastać. Należałoby też poważniej spojrzeć na tragedię ludzi Bliskiego Wschodu. Nie wiem, czy jest to możliwe w krótkim czasie. Biorąc pod uwagę falę obraźliwych i rasistowskich wypowiedzi o ludziach innych kultur, zwłaszcza muzułmanach, nie nastąpi to tak szybko. - Potrzebne są nowe programy nauczania i wzorce postępowania. Potrzebna jest edukacja społeczeństwa, aby nie przyjmowało ono za dobrą monetę tez wygłaszanych przez wielu polityków, z których najbardziej bałamutna jest ta o rzekomej konfrontacji cywilizacyjnej między islamem a chrześcijańskim Zachodem i jakoby wrodzonej nienawiści muzułmanów do Zachodu. Teza ta jest wręcz niebezpieczna dla samej Europy, gdyż zaciemnia prawdziwy obraz sytuacji, ukrywa prawdziwe przyczyny napięć politycznych i usprawiedliwia agresywną politykę. Jeśli już oceniamy wydarzenia jako konfrontację między cywilizacjami, pamiętajmy o konkretnych sytuacjach politycznych i ich przyczynach. Nienawiść i chęć zemsty zawsze rodzą się z czegoś. Teza o starciu cywilizacji służy dżihadystom. - Oczywiście. Może skłócić rdzennych mieszkańców Europy z obywatelami ich państw pochodzących ze świata islamu. We Francji takich obywateli jest co najmniej pięć milionów. Są dobrze zintegrowani z Francją, zajmują niekiedy bardzo wysokie stanowiska w państwie i tworzą blisko 20 proc. składu francuskiej armii. Jeśli zostaną odtrąceni na tle rzekomej konfrontacji cywilizacyjnej, część z nich zacznie sympatyzować z islamistami. A tym właśnie o to chodzi. Powiedział pan, że jesteśmy w stanie wojny. Jaka to jest wojna? - Tak, Europa jest w stanie wojny i - jakby to nie brzmiało paradoksalnie - musi się bronić, mając przewagę we wszelkich możliwych wymiarach: materialnym, technologicznym i militarnym. Musi się bronić, gdyż znalazła się w pułapce swoich szczytnych ideałów. Unia Europejska jako wspólny dom jest złożona decyzyjną niemocą, a swoboda przemieszczania się ludzi, tak ceniona przez Europejczyków, jest świetną okazją dla realizacji złych zamiarów. - Paradoksów jest wiele. Przywódcy naszych państw wygłaszają buńczuczne przemówienia o naszej sile, a tymczasem fala przemocy narasta. Podczas gdy NATO przeprowadza wielkie manewry gdzieś na północ od Szkocji, południowe granice Europy stoją otworem. To trochę jak w teatrze absurdu. Tylko że nie jest to teatr. Wojna oznacza, że Zachód wyśle na Bliski Wschód żołnierzy? - Moim zdaniem należy przerwać bezsensowną spiralę przemocy. Bombardowania niczego nie przynoszą, a każda bomba rodzi kolejną falę nienawiści i chęć osobistej zemsty ze strony ludzi, którzy tracą bliskich i wszystko w wyniku ślepego lub pomyłkowego bombardowania. Wysłanie wojsk lądowych zrujnuje budżety państw zachodnich, przyniesie straty ludzkie po stronie Zachodu i niczego nie rozwiąże. Przykład Afganistanu jest chyba wymowny. Co zatem można zrobić? Odwet za wydarzenia w Paryżu i kolejne zamachy Państwa Islamskiego wydają się najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. - Należy poważniej przyjrzeć się genezie Państwa Islamskiego. Zrodziła ją ingerencja USA i Zachodu w Iraku w 2003 roku. Mieszkają w nim iraccy sunnici uciekający od dyktatu irackich szyitów, których wyniosła do władzy interwencja Zachodu. Należy więc albo ustabilizować sytuację w Iraku i zapewnić sunnitom dostęp do władzy na zasadzie proporcjonalności albo pogodzić się z istnieniem Państwa Islamskiego jako państwa sunnitów w Iraku i Syrii. Tam mieszka w tej chwili około 8 mln ludzi i tylko część z nich to wojujący islamiści. Zachód ma pogodzić się z istnieniem Państwa Islamskiego? - Może to brzmieć szokująco, ale w Afganistanie stało się podobnie. Najpierw zwalczano talibów, ale po 14 latach bezowocnej kampanii, cicho zgodzono się z ich istnieniem jako siły politycznej. Zmuszenie Arabii Saudyjskiej i Kataru do zaprzestania finansowania dżihadystów osłabi ich wojowniczość. Z kolei, jeśli Turcja ograniczy przepływ ropy z Państwa Islamskiego na swoje terytorium, siła tego państwa znacznie zmaleje. Należałoby przestać też grać kartą syryjską i powiedzieć otwarcie, że tzw. umiarkowana opozycja islamistyczna w tym kraju nie jest obecnie żadną siła polityczną. Jak zamachy w Paryżu mogą wpłynąć na Europę? - Na pewno należy spodziewać się większej aktywności narodowych państw w takich dziedzinach, jak bezpieczeństwo i przepływ ludzi. Władze Unii nie są w stanie sprostać wyzwaniom w tych dziedzinach. Potrzebne będzie wprowadzenie restrykcji w poruszaniu się po Europie, a więc ograniczenie dotychczasowych swobód. Jest to nieodzowne dla przywrócenia państwom suwerenności. - Nieodzowne będzie też nowe ustawodawstwo antyrasistowskie oraz ograniczenie kampanii hurra-patriotyzmu, która w niektórych państwach rodzi ksenofobię i nienawiść do innych. To będzie konieczne dla zapewnienia pokoju społecznego. W tych krajach należy także odejść od anachronicznego widzenia miejsca imigrantów w społeczeństwie przyjmującym. Nie liczmy na ich asymilację. Oni pozostaną przy swojej kulturze, co nie znaczy, że nie będą dobrymi obywatelami. Europa jest już wielokulturowa i tego faktu nie zmienimy.