W radiowych "Sygnałach Dnia" Schetyna przypomniał, że w ubiegłotygodniowym zamachu terrorystycznym w Tunisie trzech obywateli polskich poniosło śmierć, dziesięciu zostało rannych, z czego osiem osób jest już w Polsce. - Dwie osoby najciężej ranne, których stan jest jednak stabilny i nie zagraża życiu, pozostały w szpitalu w Tunisie. Dzisiaj będzie konsylium lekarskie tunezyjskich lekarzy i będzie decyzja co do następnych kroków. Rozmawiałem wczoraj z ambasadorem, który był w szpitalu - obie panie czują się dobrze i chcą wracać do kraju, ale to jeszcze potrwa kilka dni" - mówił minister spraw zagranicznych. Zaznaczył, że podobnie jak dotychczasowi ranni obie kobiety zostaną przetransportowane do Polski wojskową CASĄ i "jest tylko kwestia terminu". - Musimy mieć diagnozę postawioną przez polskich lekarzy, że transport jest możliwy - powiedział. Minister dodał, że po przywiezieniu ostatnich osób z Tunisu będzie oczekiwał raportu MSZ o całej sytuacji oraz o akcji pomocy, a także "czy potrzebne jest w tym kontekście wzmocnienie takich placówek w okresie wakacyjnym". W ambasadzie w Tunisie obecnie zatrudnionych jest na stałe czterech merytorycznych pracowników. Pytany o przygotowywaną przez resort "listę ostrzeżeń" krajów, do których wyjazd nie jest przez MSZ zalecany podkreślił, że nie można bezpodstawnie budować "atmosfery zagrożenia i niepewności". - Trzeba mieć naprawdę potwierdzone informacje, żeby wyjazd do jakiegoś państwa umieścić na liście, bo to jest duża odpowiedzialność - zaznaczył szef MSZ. - Zdajemy sobie bowiem sprawę, że w ten sposób ograniczamy wyjazdy, a to uderza bezpośrednio w touroperatorów - dodał. Schetyna pytany był też jeszcze raz o wypowiedź marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, który w dniu zamachu w Tunisie mówił o siedmiu polskich ofiarach. - W takich sytuacjach tak się czasami może zdarzyć, jeśli jest szum informacyjny, dlatego ja jestem zwolennikiem, żeby kilkakrotnie potwierdzać tę najtrudniejszą informację, że są ofiary śmiertelne - powiedział. Przyznał, że w pierwszych chwilach po zamachu było dziesięć niezidentyfikowanych ofiar i "były wiarygodne sygnały, że są to ofiary z pierwszego autobusu, w którym byli Polacy".