Na miejsce tragedii przybył prezydent Francji Francois Hollande, który zwołał nadzwyczajne posiedzenie swego gabinetu. Oświadczył, że nie ma wątpliwości, iż środowy atak na siedzibę satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo" w Paryżu był zamachem terrorystycznym. W regionie paryskim ogłoszono najwyższy poziom alertu. W regionie paryskim poziom alertu podniesiono do maksimum. Wzmocniono środki bezpieczeństwa wokół miejsc kultu, sklepów, siedzib mediów i środków transportu publicznego. Hollande potępił atak jako "wyjątkowe barbarzyństwo". "Krzyczeli: Pomściliśmy proroka!" Według policji, dziesięć osób jest poważnie rannych. Francuskie media pokazują zdjęcie policyjnych aut pod siedzibą redakcji. Samochody mają ślady kul na szybach. Trwa poszukiwanie sprawców. Według świadków cytowanych przez agencję AFP do redakcji, która znajduje się w XI dzielnicy, czyli centrum Paryża, wdarło się w środę co najmniej dwóch zamaskowanych napastników uzbrojonych w kałasznikowa i granatnik przeciwpancerny. Sprawcy krzyczeli: "Pomściliśmy proroka" - relacjonowali świadkowie zdarzenia. Na udostępnionym mediom wideo, nagranym przez mężczyznę, który uciekł przed napastnikami na dach, słychać pomiędzy wystrzałami okrzyki "Allah Akbar" (Allah jest wielki). Po oddaniu strzałów w we wnętrzu budynku, do wymiany ognia doszło także na zewnątrz, gdzie napastnicy starli się z patrolem policji. Jeden z funkcjonariuszy został ranny. Z kolei inny ze świadków mówił francuskiej telewizji iTele o "wielu zamaskowanych mężczyznach uzbrojonych w broń automatyczną". Napastnicy uciekli dwoma samochodami - twierdzą źródła policyjne. U bram stolicy porzucili jeden pojazd i ukradli kolejny. Według naocznych świadków, w tym również dziennikarza stacji informacyjnej znajdującej się naprzeciwko redakcji Charlie Hebdo w sumie napastnicy oddali kilkadziesiąt strzałów. W "Charlie Hebdo" publikowano karykatury Mahometa W 2011 roku siedzibę pisma podpalono w akcie zemsty za zamieszczenie karykatur Allaha. Wtedy jeden z numerów zatytułowano "Charia Hebdo", w nawiązaniu do prawa koranicznego i podpisano "redaktor naczelny - Mahomet". Magazyn satyryczny "Charlie Hebdo" jest znany też między innymi z publikacji kreskówek z wizerunkiem Mahometa, które wcześniej ukazały się w duńskim dzienniku "Jyllands-Posten", budząc oburzenie w świecie muzułmańskim. Mimo że francuski magazyn został pozwany do sądu na podstawie oskarżeń o złamanie przepisów antyrasistowskich, redakcja kontynuowała publikowanie wizerunków islamskiego proroka. We wrześniu 2012 roku w "Charlie Hebdo" ukazały się kreskówki z nagim Mahometem. W swoim ostatnim wpisie na Twitterze przed atakiem redakcja zamieściła satyryczny wizerunek przywódcy radykalnego Państwa Islamskiego (IS) Abu Bakra al-Bagdadiego, składającego życzenia noworoczne. Państwo Islamskie groziło wcześniej atakami na Francję w związku z jej rolą w międzynarodowej antyislamistycznej koalicji.Wcześniej o 10 ofiarach śmiertelnych informowała francuska telewizja I-Tele. Natomiast źródła policyjne podawały początkowo, że zginął jeden dziennikarz, a kilka osób zostało rannych. Atak na ludzi i wolność mediów Środowy atak we francuskiej stolicy ściągnął na siebie potępienie wspólnoty międzynarodowej. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker nazwał wydarzenia w Paryżu "aktem nie do przyjęcia, barbarzyństwem". Premier Wielkiej Brytanii David Cameron ocenił atak jako "oburzający". - Stoimy ramię w ramię z narodem francuskim w walce z terroryzmem i w obronie wolności mediów - podkreślił. Kanclerz Niemiec <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-angela-merkel,gsbi,1019" title="Angela Merkel" target="_blank">Angela Merkel</a> zaznaczyła, że celem padli nie tylko francuscy obywatele, ale także wolność mediów. Biały Dom potępił środowy atak "w najostrzejszych słowach" i zapewnił o solidarności z rodzinami ofiar.