Większość urzędników Białego Domu stara się trzymać z daleka od zachodniego skrzydła, gdzie urzęduje prezydent - czytamy. Głowa państwa co rusz miewa wybuchy wściekłości - podaje Axios. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> chce, by współpracownicy wsparli go w takich pomysłach jak przejęcie maszyn wyborczych przez wojsko bądź zmiana wyniku wyborów przez Kongres. Prezydent czuje się zdradzony przez swojego zastępcę, Mike'a Pence'a, który, jego zdaniem, nie walczy w tej sprawie. Przede wszystkim jednak Pence ma uczestniczyć w zatwierdzeniu 6 stycznia przez Kongres wyniku głosowania Kolegium Elektorów, co Trump uważa właśnie za zdradę. To właśnie dlatego Pence chce od razu po posiedzeniu obu izb Kongresu udać się w kilkudniową podróż zagraniczną, unikając w ten sposób spotkania z prezydentem. W niełaskę Donalda Trumpa popadli także szef personelu Białego Domu Mark Meadows, prezydencki prawnik Pat Cipollone, sekretarz stanu Mike Pompeo i lider senackiej większości Mitch McConnell. Trump kazał rozesłać republikanom slajd, z którego wynika, że McConnell zawdzięcza reelekcję właśnie jemu. Przekaz jest jasny: Trump chce, by republikanie bardziej wsparli go w walce z "fałszerstwami wyborczymi", a on w zamian doprowadzi do zwycięstwa dwóch republikańskich kandydatów do Senatu podczas wyborów w Georgii 5 stycznia. Dodajmy, że powołany przez Trumpa prokurator generalny William Barr po przeprowadzonym przez Depratament Sprawiedliwości śledztwie oświadczył, iż <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-wybory,tId,92551" title="wybory" target="_blank">wybory</a> prezydenckie nie zostały sfałszowane. Zdominowany przez konserwatystów <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-sad-najwyzszy,gsbi,28" title="Sąd Najwyższy" target="_blank">Sąd Najwyższy</a> USA odrzucił wnioski o zajęcie się tą sprawą.