Według SLD, podróże premiera Donalda Tuska i ministrów, w trakcie których promowani byli kandydaci Platformy w <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-samorzadowe-2024" title="wyborach samorządowych" target="_blank">wyborach samorządowych</a>, to bezprawne finansowanie kampanii PO. W piątek na konferencji prasowej przedstawiciele Sojuszu apelowali, by PO zwróciła wydane na to środki do budżetu państwa. W zawiadomieniu do prokuratury SLD zwraca uwagę m.in., że 18 listopada premier wraz z minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarą Kudrycką i szefem MON Bogdanem Klichem "uczestniczyli w konwencji PO w podkrakowskich Niepołomicach, zachęcając do poparcia kandydata PO na prezydenta Krakowa Stanisława Kracika". "12 listopada szefowa resortu zdrowia Ewa Kopacz i minister kultury Bogdan Zdrojewski w Bydgoszczy wspierali kandydata PO na prezydenta miasta. W następnych dniach do Bydgoszczy przyjeżdżali w tym samym celu minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, szefowa resortu rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski" - argumentują politycy Sojuszu. W ich opinii również inne wyjazdy premiera - 13 listopada w województwie podkarpackim i we Włodowie, 12 listopada w Wielkopolsce, 8 listopada w Gdańsku, 5 listopada w Tarnowie - "noszą znamiona angażowania się kampanię wyborczą". - Te kawalkady rządowych limuzyn, pobyty ministrów, premiera w poszczególnych regionach kraju, to wszystko jest finansowane z naszych pieniędzy, z pieniędzy podatników, a wykorzystywane do prowadzenia kampanii wyborczej w wyborach samorządowych - ocenił na konferencji prasowej wiceszef klubu SLD Tomasz Kamiński. Rzecznik SLD Tomasz Kalita podkreślił, że jego partia chce, by za aktywność urzędników państwowych w kampaniach wyborczych płacili nie podatnicy, lecz partie polityczne. - Marszałek Schetyna, premier Tusk, liderzy PO korzystają z przywilejów władzy, jak transport helikopterem, samolotem, ze środków budżetowych i wykorzystują te środki w kampanii wyborczej - uważa Kalita. Pytany o zarzuty SLD premier Donald Tusk zapewnił, że PO nie finansuje kampanii samorządowej ze środków innych niż przewiduje prawo. - Znając i przepisy, ale i kierując się takim elementarnym poczuciem przyzwoitości, staramy się bardzo precyzyjnie rozgraniczać to, co jest bezpośrednim udziałem w kampanii, i to, co wynika z obowiązków czy z takiej normalnej codziennej działalności - w moim przypadku premiera, ale także dotyczy to przecież i parlamentarzystów wszystkich partii politycznych, urzędników etc. - powiedział Tusk. Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna zapewnił, że Platforma pilnowała, aby "zasady tej kampanii były przyzwoite, aby oddzielać aktywność publiczną, państwową od kampanii samorządowej". - To nie jest proste i zawsze mieliśmy z tym wielki kłopot w poprzednich kampaniach, kiedy nikt tego nie pilnował - powiedział Schetyna dziennikarzom. W jego ocenie, w finansowaniu kampanii samorządowej PO "wszystko jest przejrzyste". Zwrócił uwagę, że w SLD też są osoby, które "sprawują funkcje publiczne i trudno im zabrać możliwość kontaktu z ludźmi i wypełniania swoich funkcji". Rzecznik sztabu Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska zapewniła, że Platforma finansuje kampanię zgodnie z prawem. - Na pewno nie finansujemy kampanii samorządowej ze środków innych niż przewiduje prawo, jestem o to spokojna, bardzo pilnujemy naszych finansów, przestrzegamy zasad - oświadczyła. Zdaniem Kidawy-Błońskiej, politycy SLD od dwóch dni nic innego nie robią, tylko zajmują się sposobem finansowania kampanii przez PO. - Nie rozdają ulotek, nie prowadzą kampanii, szukają chwytu, aby zwrócić na siebie uwagę w ostatnim dniu kampanii - zaznaczyła. Państwowa Komisja Wyborcza oceniła w piątek, że jeżeli okazałoby się, że członkowie rządu za publiczne pieniądze promowali w wyborach samorządowych kandydatów PO, doszłoby do naruszenia ordynacji wyborczej i skutkowałoby odrzuceniem sprawozdania finansowego komitetu wyborczego Platformy.